Jutro jest grudzień.
A dzisiaj jest ostatni dzień mojego urlopu. Bardzo długiego urlopu, w trakcie którego odwiedziłam wiosnę, widziałam lato, zwiedziłam jesień i, w ostatnim momencie, zahaczyłam o zimę. A jutro stuk stuk stuk w obcasikach do pracy. Chociaż nie, raczej ciap ciap ciap, biorąc pod uwagę warunki realne. Ekscytacja wisi w powietrzu, mimo zapowiadanych na jutro mrozów syberyjskich.
Znalazłam taki fajny wihajster - rozwiązanie dla perfekcjonalistów, którzy lubią idealnie okrągłe śniegowe kulki. Pewnie do puree też się nada.
Oraz...
...porządki oficjalnie uważam za zakończone! Teraz tylko trzeba nie jeść, nie pić i nie oddychać, przynajmniej do świąt, aby od razu porządki przedświąteczne mieć z głowy.
A dzisiaj babski wieczór, takie pożegnanie z moim permanentnym lenieniem się uprawianym w ostatnim czasie. Chociaż nie, tylko złośliwi będą nazywać to lenieniem się. To była podróż, to była wędrówka, to było katharsis. Szukałam siebie przez cztery pory roku i wreszcie znalazłam! I oto ja. tadam.
Każą wróżyć dzisiaj. Ja z wróżb najchętniej to statystyki i estymacje preferuję. Tym bardziej, że te tradycyjne wróżby to jakieś niespecjalne są. Wyczytałam dzisiaj: " Innym sposobem poznania przyszłości był rzut trzewikiem przez głowę w kierunku drzwi. Jeżeli but upadł podeszwą do podłogi i był skierowany ku drzwiom to jego właścicielka wkrótce miała wyjść za mąż. Ale tę wróżbę traktowano z pewną obawą, ponieważ opuszczenie domu mogło oznaczać także wyjazd lub nawet śmierć. Trzewik, który upadł podeszwą do góry zapowiadał chorobę." Na co mi taka wróżba, która same złe rzeczy tylko umie wywróżyć?