czwartek, 30 czerwca 2011

Jestem dzisiaj tak śpiąca, ale taaaak śpiąca, że w zasadzie ocieram się o narkolepsję*.

Ale co tam senność. Ludzie to mają dopiero problemy...













*Narkolepsja (ang. narcolepsy) – zespół chorobowy z grupy dyssomni o nieznanej etiologii, klasyfikowany jednak w grupie dyssomni o podłożu organicznym, na obraz którego składa się tetrada objawów: nadmierna senność w ciągu dnia i napady snu, katapleksja, porażenie przysenne oraz omamami hipnagogicznymi i hipnopompicznymi[1]. Jednak pełną tetradę stwierdza się u nielicznych pacjentów. Najczęściej występującym objawem jest katapleksja (90%), w dalszej kolejności porażenie przysenne (30-50%) i omamy hipnagogiczne (20-40%) [2].


Definicja pochodzi oczywiście z niezawodnej, jak zawsze, Wikipedii. Uwielbiam ten psychologiczny bełkot, nawet w trakcie czytania jakby zatęskniłam za studiami... niemniej jednak definicja, do której zrozumienia potrzeba znaleźć kolejne definicje... perpetuum mobile jak żywe!


środa, 29 czerwca 2011

Uprzedziłam moją przyjaciółkę, z którą umówiłam się na ploty do knajpy, że mam nieprzyzwoicie krótką spódniczkę i obłędnie wysokie obcasy - żeby wkomponowała się w moją stylistykę.

Spotykamy się.

Moja przyjaciółka: Ty nie masz krótkiej spódnicy...
Moja przyjaciółka: Ty wogóle zapomniałaś ją ubrać!
Ja: Hell je! :)

Wcale nie była taka krótka, ale kocham moją D. za to, że zawsze powie to, co powinna powiedzieć :)

wtorek, 28 czerwca 2011

What about the Tuesday...?



i tak cały dzień bez końca ;)
Właśnie minął kolejny dzień. Poniedziałek.
W pracy urwanie członków + rzeczy, o których pisać nie mogę
Przez które mój poziom rozproszenia osiągnął kulminację
Ambitne plany popołudniowe skończyły się niczym.
Poza praniem. I spacerem z psami.
Piękne burzowe chmury okazały się być zimną ulewą
Zmokłam. Psy też.
Mój penthouse wygląda jak po wizycie kapeli rockowej - jest słabo.
Mam górę, wielką górę garów w zlewie.
Kurz na centymetr. Na czarnych meblach naprawdę widać.
Ciuchy są wszędzie. I przykro mi, że zanikł u mnie odruch odkładania ich do szafy.
Zrobiłam zakupy na obiad, ale mnogość fasolki szparagowej mnie przerosła i nie miałam sił nic z tym zrobić.
Teraz jestem głodna.Bardzo głodna.
W sobotę idę na wesele. Nie mam sukienki. Ani butów.
Zaczynam odczuwać dramatyzm tej sytuacji.
Do tego muszę pokolorować i obciąć włosy, a nawet jeszcze nie umówiłam wizyty u fryzjera.
I tak widzę bezsens tego działania, bo rudy na moich włosach jest rudym przez max 2 tygodnie.
Później staje się złocistym blondem.
Na nową fryzurę w zasadzie nie mam pomysłu. Włosy do pasa niestety wydają się nierealne.
Na jutro musiałam odświeżyć mój pedicure. DO PRACY.
Siedzę więc teraz z rozcapierzonymi paluchami i czekam aż wyschną.
Dochodzi pierwsza. Jutro znowu ledwo wstanę.
Przeczytałam, ile mój kolega zrobił dzisiaj i się załamałam - jestem leniem.
Niech się to coś, co mnie dopadło, już skończy, bo naprawdę muszę posprzątać w domu.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

W taksówce


Ja spóźniona, więc swoje muszę odsłuchać.
taksówkarz: - za to wygląda Pani, jak milion dolarów!
znający się na rzeczy kolega konspiracyjnym szeptem: - chyba milion euro, dolar słabiej stoi...


Więc trzeba uważać i nie wyglądać już jak milion dolarów. Tylko euro. Wszystko się zmienia.


niedziela, 26 czerwca 2011

Moje niezdrowe fascynacje... 
Mijamy się codziennie w życiu koło siebie i mamy jakieś o sobie wyobrażenia, które zawsze są tylko wyobrażeniami, bo tak naprawdę wszyscy nakładamy na siebie warstwy z emocji i masek, broniąc do siebie dostępu.
Przeżywam ostatnio w tym całym moim zamieszaniu totalne zauroczenie innymi mężczyznami.
Chciałabym każdego z osobna przeniknąć, wejść do środka i zobaczyć na własne oczy to, co ukrywa przed innymi. Poznać wszystkie doświadczenia, szczęśliwe chwile i te, które zrobiły trwale rany...
Chciałabym z każdym z nich zjeść śniadanie, napić się kawy, oglądnąć film o życiu i wypić butelkę wina, odpłynąć, leżąc nocą na trawie i patrząc w gwiazdy. Chciałabym się kochać, zabrać dla siebie tą najintymniejszą cząstkę i schować ją głęboko w sobie...

A później już nigdy więcej się nie spotkać.

Nie wiem kiedy dokładnie naszła mnie ochota, to pożądanie innych... to pożądanie poznania...
Chciałabym być takim klaserem emocji i doznań, które później nie dają spać w nocy ani mi, ani jemu...
Będąc z kimś tylko ten jeden jedyny moment w życiu, do którego już nigdy później nie ma powrotu, a mijając się znowu będziemy udawać, że nic nigdy się nie stało.

Myślę, że to właśnie poznawanie się jest zawsze najzdrowsze.
To jest ten jedyny moment, kiedy można mieć dystans, być otwartym, ale nie angażować się.. czuć czyste emocje - można powiedzieć wszystko i wszystkiego wysłuchać, bez obaw o to, co usłyszymy...
Wszystko, co dzieje się w konsekwencji tych pierwszych rozmów robi się skomplikowane. Pojawiają się domysły, zazdrość, roszczenie sobie praw do drugiej osoby... a na to nie mam sił i tego się boje.

Chciałabym nie trzeźwieć wcale, dopóki się nie pozbieram i nie będę znowu gotowa zmierzyć się z tymi lękami. Na trzeźwo to wszystko jest cholernie trudne.

Wszyscy jesteśmy tylko sumą wrażeń, myśli, emocji i uniesień...





piątek, 24 czerwca 2011

Przechodzę jakąś metamorfozę
Stadium poczwarki
Mam fizyczne symptomy
Przechodzenia z jednego w drugie
Weltschmerz z objawami ostrej grypy

Podobno to kobieta wybiera mężczyznę, który ją wybierze
Dajcie mi 99 normalnych facetów i jednego skomplikowanego - od razu mu wpadnę w ramiona...

Nie wiem, jak to działa
Być może to kwestia kół zębatych, które mamy w środku,
które kręcąc się uruchamiają biochemiczne łańcuchy reakcji
Pierwsze wrażenie, chemia, fizyka...
Moje koła i trybiki są zepsute,
Kręcą się w złą stronę.
Moja chemia jest antychemią.
Bezwiednie uwięziona w ramach chorych konwenansów.
Miotam się jak ryba w sieci,
Co i tak raczej nie zmieni schematu.

Czy każdy popieprzony tatuś zostawia swojej córce w posagu skrzywienie,
Magnetyczne przyciąganie mniej lub bardziej popieprzonych kopii tatusia?
Powinnam na stałe ustawić sobie status związku 'to skomplikowane'
Darować sobie złudzenia i projekcje
Skoro to, czego najmocniej chcę
Najbardziej mi szkodzi.

Wieczorny odwyk
Muzyka, wino, paczka papierosów, za silne uczucia, zbyt intensywne emocje...
Tydzień z papierosem uważam za otwarty.
Kontrolowana chwilowa autodestrukcja,
Aby sięgnąć dna
I odbić się na powierzchnię
Miałam być dzisiaj tu i tam...
Bawiąc się emocjami i grając rolę obojętnej na to, co gdzieś w środku zaczyna wychodzić na wierzch
Ale od przymykania na to oczu bolą mnie powieki
To takie trudne, gdy umysł mami obietnicami naiwną duszę
Gdy rozpalone ciało czuje na sobie dotyk
Ten dotyk, od którego można oszaleć
I który rano zostawi otwarte na ciele rany
I wiem napewno, że będziemy się jeszcze bawić w tą grę
Bycia blisko tak, żeby nie odejść
Ale tak daleko, żeby się nie zbliżyć
Zachowując pozory poczucia bezpieczeństwa
Każde coś dla siebie...
Kolejna wspólna impreza, kolejna kawa w przerwie między mailami, kolejne zdania, słowa, przekomarzania się z uśmiechem na ustach...
I udawanie, że nie dzieję się nic
Kolejny raz w akcie desperacji, będę udawać, że to już ostatni raz
A później znowu zadzwoni telefon...

Nie wiem, kiedy to się do cholery stało.
Pieprzona dramaturgia.
Żałuję, że nie spotkałam Cię w odpowiednim momencie, w odpowiednim czasie
Jeden jedyny raz w życiu
A później każde poszłoby w swoją stronę
Mając każde dla siebie swoją własną iluzję do kolekcji.

Und nochmal alles wird gut...
Wie immer.


To jedna z najlepszych, najbardziej klimatycznych piosenek, jakich ostatnio słucham. Thrillmaker...


środa, 22 czerwca 2011

To chyba z nadmiaru wrażeń
I zdarzeń
Dzisiaj jestem zupełnie niekompletna
Rozbita
Potłuczona na kawałki
I w głowie w kółko powtarza mi echo scheiße... scheiße... scheiße...

Muszę sobie to wszystko jeszcze raz przemyśleć
Bo za dużo ostatnio się dzieje
I gdzieś w tym całym szaleństwie zapomniałam o sobie
Spokój zamieniłam na wariactwo
I niby dobrze mi z tym, ale trochę też niebezpiecznie

Łatwo jest zaplanować obojętność
Zbudować dystans, który chroni
Przed zbytnim angażowaniem się
I wystawianiem na oszustwa emocji
Ale to jednak silniejsze niż wola i zdrowy rozsądek razem wzięte
Chce i nie chce
Pragnę i obawiam się
I stoję w miejscu, bo w każdą stronę ruszyć się boję
Znowu tracę twardy grunt pod nogami i daję się poniewierać uczuciom
Niedobrze
Bo ja tak lubię dramatyzm
I jednocześnie tak go nienawidzę


Wracam do domu
W nieładzie
Nieładnie
Lekko spóźniona
Z głową w chmurach
Lewitując parę centymetrów nad ziemią
Ranek mi tego nie wybaczy

Ale byłam na najlepszym koncercie ever! The Cinematic Orchestra - polecam całą sobą. Dla mnie to muzyczne odkrycie. Obłędne.



Na żywo brzmią jeszcze lepiej!

Rozmawiałam dzisiaj z mamą, która zapytała mnie czy nadal wierzę w tą swoją utopię odnośnie związków.
Nie poznaję jej. Ona nigdy nie używa słowa utopia.

Ale tak, nadal wierzę. I chociaż taka miłość nie trwa for ever, to chce wierzyć naiwnie, że każdy moment mojego życia jest tym najlepszym momentem, ktorego nie zamieniłabym na żaden inny.

Chcę płakać albo śmiać się przy muzyce, kochać do szaleństwa, jak kłócić się to z trzaskaniem drzwi, muszę od orgazmów tracić zmysły i z niecierpliwością licealistki odczytywać nowego smsa od Niego...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Czasem, pisząc tutaj, zapominam, że te wypluwane z rożnych powodów myśli później do mnie wracają tam, na zewnątrz. Pozdrawiam więc wszystkich czytających, którzy później, już w realu, zadają pytania uzupełniające ;)



Wczoraj byłam na koncercie Matisyahu. Odpłynęłam poprostu. Koncert był niecodzienny, po części ze względu na miejsce, bo w Synagodze, a dla mnie to, że się tak wyrażę, konkurencja (nie, to nie bluźnierstwo). Poza tym dlatego, że Matisyahu to ortodoksyjny żyd będący jednocześnie wokalistą, raperem, a także beat-boxerem (za wikipedią). Atmosfera - całkowicie niesamowita! Dźwięki robiły gęsią skórkę unosząc się w półmroku synagogi... Wrażenie zostało dużo dłużej niż tylko w drodze do domu.

Czy ja już mówiłam, że życie jest piękne?

No to jest :)

niedziela, 19 czerwca 2011

Veni vidi Jamiroquai

No i się skończyło. Warsaw Orange Festival 2011. Może nie było to wydarzenie roku, ale bawiłam się świetnie.



I taka mała powierzchowna refleksja - baby, rzucajcie chłopów swoich, Ci obcy lepiej o Was zadbają.
True story ;)

Chociaż tak szczerze, to wolałabym mieć tego swojego, który zadba o mnie lepiej niż wszyscy Ci obcy razem wzięci. Poprzeczka jest niby wysoko, ale królewnie z wieży się udało, śpiącej królewnie się udało, nawet Śnieżce się udało - a to wszystko dość beznadziejne przypadki były, to co mi ma się nie poszczęścić ;)

piątek, 17 czerwca 2011

a short love story



fin.
2:30
Siedzę i napawam się smakiem nocy
Zapachem deszczu w powietrzu
Ciszą, która budzi rozmowy w mojej głowie.
Jego spokojny oddech
Zajęty snem
Zmięta w nieładzie pościel
Niepotrzebna wcale
W ciepłą noc, jak ta.
Najłatwiej zasypia się w czyichś ramionach.

czwartek, 16 czerwca 2011

Wychodząc z domu wieczorem zostawiłam psom, dla rozrywki, bajkę o barbi syrence w tv. Wracam, a psy pornola oglądają... strach zasnąć przy włączonym telewizorze.

Nie widziałam wczoraj zaćmienia oraz nie podobają już mi się krótkie włosy. Teraz chcę, aby były długie. No, średnio długie. A żeby były długie, trzeba je teraz najpierw obciąć i przeczekać.
Rozważam kilka możliwości cięcia, między innymi tą:



Kot nie wygląda na specjalnie zadowolonego, ale ja raczej nie mam wyjścia... rudy hełm, jak nic.

A zaćmienie podobno wyglądało tak:


Wierzę na słowo, bo jedyne co wczoraj widziałam, to chmury.

wtorek, 14 czerwca 2011

Tegoroczne króliczki strasznie anorektyczne, większość nie miała pupy, a co drugi biustu, sama impreza spokojnaaaa... Hju wziąby i ręce załamał.
Tabun mężczyzn, mnóstwo słów, żadnego nie pamiętam.

No i powrót do domu, taxi men pędził w porywach 180 na godzinę, a w międzyczasie opowiadał mi - tak tematycznie - o kobietach swojego życia. Takich historii to ja mogę słuchać. Serio.

 

Dostałam czerwcowego Playboy'a - wrzucę sobie w gazetownik, będę miała męski pierwiastek w domu ;)

niedziela, 12 czerwca 2011

Nienawidzę tych robactw, które nocą wpadają do domu przez okna. Boję się pająków. Dawno żadnego nie widziałam i czuję, że to cisza przed burzą i boję się tego, co mnie w związku z tym czeka. I tych majowych bzyczków nie cierpię, które lecąc robią hałasu tyle, co bombowce i zawsze wpadają mi we włosy, a ja brzydzę się ich dotknąć i mam ochotę oderwać sobie głowę, albo chociaż wyrwać część włosów. One zawsze wybierają sobie moje włosy, choćby wokoło stało kilka osób, a jak uciekam to gonią mnie bzycząc niemożebnie.

Life is brutal, no!  

Nocne rozmowy w necie to zuo, ale nic na to nie poradzę, że uwielbiam facetów na rykowisku ;) To jest ten moment, kiedy szczerze ich wszystkich lovam!

sobota, 11 czerwca 2011

Po co być w zwiazku jeśli status singielki daje client service na najwyższym poziomie. Co noc to inna impreza, jeśli tylko masz ochote iść the night belongs to you. koniec końców znajdujesz sie na imprezie, gdzie polski szołbiznes robi fame i myślsz sobie, że Tobie to wszystko wisi. Wsiadasz w takse i jesteś w domu.

Czytam książke o Marylin Monroe i myśle sobie, że w porównaniu z nią mam realne, namacalne życie. Nie znałam historii jej życia od tej strony...

czwartek, 9 czerwca 2011

misia usypiam tak bardzo, że już nosem dotykam klawiatury!!!
- ja właśnie zasnęłam pisząc maila... coś dziwnego jest w powietrzu


Definitywnie coś dziwnego jest w powietrzu.
Klimat jak z filmu z holiłód - w dzień afrykański upał, a wieczorami burze jak w jurajsik park. Była tam taka scena. 
Słońce też podobno wybuchło, kawał się od niego oderwał i leci na ziemie, podobno ma uderzyć w okolicy 21.12.2012 :) 
Tak czytałam na onecie. 


A wogóle jestem yes, woman! Na wszystko się zgadzam. No prawie. I tak oto brakuje mi codziennie jakiś 3 godzin w dobie, jadę na wesele i w weekend nie wepchnę już nawet szpilki. Kawki, winka, stare i nowe znajomości... Szkoda czasu na sen. 







środa, 1 czerwca 2011

1 czerwca. Dzień dziecka. Dzień przelewu. Dzień zły...

Ach, kiedy nadejdą te dni, gdy zepsuty samochód będzie można poprostu zostawić na skrzyżowaniu...?