czwartek, 20 stycznia 2011

Przy czwartku zawsze myślę o piątku.

Dzisiaj zaczytałam się w postanowieniach noworocznych. Nie moich. To czasem taka część mojej pracy. Poza oklepanymi banałami - szczere i dające do myślenia wyznania. Zastanawiam się czasem, dotykając niejako takiej intymnej sfery zycia innego człowieka, co skłania ludzi do takiego odkrywania się przed innymi? Co sprawia, że pozwala mi wejść z butami w swoją prywatność? Czy to kwestia anonimowości, jaką daje internet, potrzeba szczerej rozmowy, prostolinijność czy wrodzony ekshibicjonizm...? Hej, piszę bloga - powinnam wiedzieć!

Czasem, idąc ulicami miasta, patrzę w okna wieżowców i zastanawiam się ile nieznajomych losów ludzkich waży się w tych betonowych kosntrukcjach? Ile smutków i radości, planów i marzeń, i tajemnic? Jak mrówki pędzimy przez to swoje małe wielkie życie.




wtorek, 18 stycznia 2011

Wtorek to już przedśrodek.

A to oznacza nie mniej i nie więcej tylko tyle, że jutro środa a później już niemalże weekend. Niemalże niestety trwa cały czwartek i piątek, ale z tym już nic się nie da zrobić.

Co się zmieniło? Otóż wiele.
Z całych sił po powrocie do domu nocą ciemną staram się nie padać na nos i nie zasypiać w pół słowa. Z drugiej strony staram się nie chodzić spać o 2 w nocy, bo następnego dnia przestawianie budzika i 15 razy nie pomaga. To znaczy, nie oszukujmy się, za pierwszym razem to ja i tak nie wstaję. Ba, nawet nie przyszłoby mi to do głowy. Mój Ulubiony ma taką manierę, że na poranne budzenie nastawia dwadzieścia budzików, wiedząc doskonale, że dopiero koło dziesiątego zacznie cokolwiek słyszeć. Korzystam z Jego uprzejmości i sama również pozwalam się kilku pierwszym wykrzyczeć. W dłuższej perspektywie możliwe, że dostanę od tego nerwicy porannej, ale póki co daje mi to jakieś 12 do 20 minut więcej! Opłaca się.

A wczoraj wieczorem, dla relaksu, zmierzyłam się z butlą grzanego wina. Pyszne było niesamowicie! Ululałam się nim i padłam nagle, jak pijany marynarz po upojnej nocy z portową dziewką. Dzisiaj zrobię powtórkę.


wtorek, 11 stycznia 2011

Jak wprawny złodziej

kradnę ostatnio czas. A i tak przeważnie pokonuje mnie grawitacja moich powiek. Od poniedziałku do piątku nastawiona jestem głównie na przetrwanie. I na trwanie w weekendy. Dlaczego czas wolno płynie na co dzień, a przyspiesza w sobotę i pędzi w niedzielę? Ktoś tu oszukuje!

Szukam euforii we wspólnej kolacji, merdaniu psiego ogona, lampce wina... Nadal walczę wieczorami z zasypianiem w pół słowa i z porannym przestawianiem budzika dwudziesty siódmy raz. Przegrywam póki co.


3571_a600_500


Dzisiaj mam 7 000 lat. A to dopiero poniedziałek... Bo wczoraj zamiast grzecznie iść spać, siedziałam po nocy myśląc oj tam aj tam.



niedziela, 9 stycznia 2011

Ćwiczenia z bycia.

Miło jest zasnąć i obudzić się razem. Razem rano wstać do pracy, mieć dla kogo malować tuszem rzęsy i do kogo zadzwonić w ciągu dnia, żeby usłyszeć kilka ciepłych słów.

Psy śpią spokojnie obok, weekend powoli się kończy i wcale nie chce mi się zaczynać jutra. Ale tak zywczajnie miło jest, bez żadnych gierek czy udawania, być teraz razem na tej kanapie.

Ale nie, nie jestem taka idealna. Lubię mieć rację, więc ćwiczę, ćwiczę bycie razem.