środa, 23 stycznia 2013

Hello Poland!

Najgenialniejsze w podróżowaniu jest to, że trzy godziny temu byłam w Paryżu, a teraz jestem w Warszawie!
Jednoczenie najsmutniejsze jest to, że trzy godziny temu byłam w Paryżu, a teraz już w Warszawie...



wtorek, 22 stycznia 2013

Looks like a yogurt. Tastes like your ex girlfriend*

Francuzi mnie zagłodzą.
Moja wina. Nie jestem w stanie najeść się koreczkami.
W ciągu dnia spotkania zagryzałam mini croissantami.
Nigdy więcej nie zjem już żadnego croissanta...
Przy okazji zrozumiałam, dlaczego francuzi piją tyle wina.
Oni piją z głodu.
Ja, na przykład, na obiad wypiłam trzy kieliszki szampana.
Chociaż liczyłam na dużo więcej.
W efekcie jestem prawie pijana i nadal głodna.
Poza tym ciągle się gubię.
Ale to jest akurat całkiem przyjemne.
Mają tutaj niezwykle urokliwe zakątki,
Które czy chcę czy nie - zwiedzam codziennie.
Całkiem możliwe, że niektóre miejsca nieświadomie wielokrotnie z tym samym pierwszym zachwytem ;)

* brytyjsko-amerykańskie porozumienie w sprawie francuskiego deseru.



poniedziałek, 21 stycznia 2013

PARIS is always a good idea!

Z okna pokoju na drugim piętrze hotelu padający śnieg wygląda jak ruchoma dekoracja dopełniająca iluminację ulicy.
Paryż znowu odwiedzam samotnie.
Na przekór tym romantycznym projekcjom w głowie, w ktorych ja i on, w przytulnej knajpce z czerwonym neonem, na rogu Rue Roquépine i Cambacérès pijemy wino, śmiejemy się i zapominamy o reszcie świata.
Samotnie gubię się w wąskich uliczkach i samotnie dopijam kawę w pustej o tej porze kawiarni.
Wracam do pustego pokoju, z idealnie białą pościelą i ciszą na pustych korytarzach.
Z okien podglądam francuskie kszątanie się francuzów i myślę, że okiennice dodają ich życiu uroku.
W podróżowaniu uwielbiam to, że wstaję w Warszawie, ale tak naprawdę budzę się gdziekolwiek, parę godzin później.
Zupełnie, jakby ktoś wyciągnął mnie z mojej codzienności i włożył w zupełnie inną scenerię, trochę z filmu.
Francuskiego.
I bardzo to lubię.



poniedziałek, 14 stycznia 2013

love sauce

Jest noc.
Stoję i płucami wciągam mroźne powietrze.
Płatki śniegu, jak meteoryty roztrzaskują się o ziemię.
Bezszelestnie znikają w białym puchu.
Czasem boję się, że gdyby zamknę oczy, Ciebie tam nie będzie.
Że pod powiekami będą resztki snu i wspomnień
Ale Ciebie tam nie będzie.
Skrawki zdarzeń
Z aktorami, których dzisiaj nikt już nie pamięta.
Może jest nam po drodze
Jedynie przez ten krótki czas w życiu,
Który spędzimy razem
żałując czasem w przyszłości niewykorzystanych pieszczot niewypowiedzianych słów?



sobota, 12 stycznia 2013

niedziela, 6 stycznia 2013

chodzi o miłość.

obiema rękami podpisuję się pod stwierdzeniem, że ogłupia i zaślepia.
odmóżdża i powoduje mentalny regres. upadek racjonalności.
a do tego rozleniwia. błogo i beznadziejnie.
sobota spędzona na kanapie w objęciach czułych słówek.
w niedzielę patrzymy sobie w oczy uśmiechając się wieloznacznie.
jest sobota weekend rano, a za chwilę niedziela wieczór.
w między czasie nie wydarzyło się nic, choć tak naprawdę działo się wiele.
wskazówki zegara zatrzymane w miejscu
w mieszkaniu z ładnym widokiem.
nie lubię podwójnego życia
z kopią swojej kosmetyczki, szczoteczki, zapasowym outfitem oraz miejscem po lewej stronie nie swojego łóżka.
gubię się w nim i tracę z oczu priorytety.
A i tak w poniedziałek rzeczywistość staje się ważniejsza od weekendowej fikcji,
Alicja też bywała po obu stronach lustra,
jadła ciastka, piła kolorowe drinki z fantazyjnych buteleczek i widziała rzeczy, których nie ma,
ale kiedyś musiała wrócić do siebie.
więc stoję na miło skrzypiącym parkiecie mojego em w ulubionej okolicy,
które miało być idealnym azylem na weekendy, których teraz raczej w nim nie spędzam.
zapalam światło, świeczki, włączam leniwie sączącą się muzykę, na którą w weekend nie było czasu,
rozpakowuję walizki
i zastanawiam się
jakim cudem większość ostatnich 2 dni spędziłam w okolicy łóżka trwoniąc czas,
skoro w tygodniu każde 5 minut wykorzystuję na 150% normy?





piątek, 4 stycznia 2013

jeśli chcieć, to wszystkiego!

Wyjść nieprzyzwoicie punktualnie z pracy, a potem cały zaoszczędzony czas spędzić między półkami w księgarni.
Wyszukiwać książki pod kątem dziwnych tytułów.
Kupić 2 zaległe książki z dziwnymi tytułami i jedną ze zwyczajnym.
Wrócić do domu i zobaczyć ogromny bukiet czerwonych róż
Oraz wyprowadzone na spacer psy.
Mimo tego wziąć je na kolejny spacer.
Za wczoraj, gdy mi się nie chciało iść dalej niż na koniec ulicy i z powrotem.
A później wejść pod koc i już spod niego nie wychodzić.

Życie w wersji weekendowej.

czwartek, 3 stycznia 2013

wieczorem, ale może być też nad ranem

Portugalskie wino
Argentyńskie tango
Londyńska pogoda
Późne wieczory tak różnią się od krzykliwych dni.
Leniwe, spokojne przelewają się chwilami przez palce.
Ile marzeń odkładam na potem?
Dwa? Trzy? Za dużo?
Wartościując bilans zysków i strat.
Albo nie robiąc tego wcale.
Skąd brać pewność, że nie ma lepszego TERAZ?
I skąd wiedzieć, że nie ma lepszej wersji?
Dwie ulice dalej. W innym mieście, z lub bez.
Wokoło inni mają tyle, choć nie mają niczego.
Ja mam wszystko, co mam.

Bo to życie to bal jest nad bale...!