wtorek, 26 października 2010

Na raz i na dwa.

Niewiele potrzeba mi do szczęścia. 

Słońca czasem, a niekiedy nocnej śnieżycy, butelki wina białego półwytrawnego i kogoś do rozmów, do śmiania się i do płaczu, pączka, miękkiej poduszki, koronkowej bielizny, ciepłej zupy i nigiri od czasu do czasu. I dobrej książki, którą się czyta pół nocy albo nawet do rana. Kawy z pianką i kaloszy na deszcz. I merdania psiego ogona. I kociego miauczenia. Ciepłej czapki i parasola, biletu na pociąg tam, gdzie dobrze będzie, gorącej kąpieli w wannie pełnej piany i tlącego się płomienia świecy. Krajobrazów karmiących zaślepione miastem oczy i muzyki, której melodię nuci się robiąc kolację dla Niego. Orzeszków laskowych, ptasiego mleczka i chusteczek do łez otarcia. I internetu bezprzewodowego. I schabowego na niedzielny obiad u mamy. Sziszy na tarasie, letnich rozgrzanych słońcem wieczorów i imprez, które kończą się śniadaniem w Lemonie. I żeby widzieć i czuć więcej...


Czerp radość jesienią!

   

5 komentarzy:

  1. Hm, coś czuję, że ta lista pod tytułem "niewiele" jest w rzeczywistości o wiele dłuższa, ale zachcianki w sumie bardzo miłe ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyłapałeś mnie ;) jeszcze kilka rzeczy by się uzbierało do kolekcji. Ale generalnie niekoniecznie wielkie i spektakularne zdarzenia potrzebne są do szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Śniadania w lemonie po nieprzespanej nocy rządzą :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rządzą, najbardziej latem :] wtedy to my budzimy dzień, a nie dzień nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mlask! Bardzo podoba mi się i lista i zdjęcie pod nią, podpisuję się, też chcę. :)

    OdpowiedzUsuń