środa, 13 października 2010

Mucha.

Nie żadna Anna, niestety - poprostu zwykła mucha. Od jakiegoś tygodnia mieszka z nami mucha. Lata sobie po domu, w sumie nie przeszkadza, więc nie wyganiam na zewnątrz. Zimno i mi jej szkoda, jak na tym zimnym wietrze musiałaby wyczerpana z całych sił machać tymi swoimi malutkimi, delikatnymi skrzydełkami. A odkąd do stolikowej nogi uczepiłam pamiętny balon, mucha ma nowe zajęcie - lata w kółko. 
Ja już kiedyś zgłębiałam zagadnienie dlaczego mucha lata wokół żyrandola, nawet zgaszonego. Z wypiekami na twarzy przeczytałam forumowe zwierzenia i doświadczenia osób w wymienionym temacie. Teorii tłumaczących to zjawisko jest wiele. Nikt jeszcze ostatecznie nie wskazał tej jednej właściwej. Wszystko to same domysły i przypuszczenia. Przynajmniej ja nie dokopałam się do naukowo potwierdzonych wytłumaczeń. I może tak lepiej. W końcu jeszcze z czasów dzieciństwa pamiętam te gorące, brzęczące muzyką świerszczy letnie popołudnia, kiedy leżałam zmęczona dniem patrząc w sufit i jego nieodłącznym elementem był żyrandol wraz z kompletem latających pod nim much.
Więc może lepiej nie wiedzieć, dlaczego te muchy tak latają, puścić wodze fantazji i potraktować jako zamiennik akwarium - zamiast obserwować ryby, można przecież koić nerwy muszym lotem kołowym.  
Muszę powiedzieć uczciwie, że poza jednym jedynym razem, nie zabiłam żadnej muchy. Raz spróbowałam, ale to było pod presją, i miałam takie wyrzuty sumienia widząc sterczące do góry martwe mucho-nóżki i skrzydełka, które już nie latały, że raz na zawsze postanowiłam sobie nie wziąć do ręki packi na muchy i nie kultywować tego barbarzyńskiego zwyczaju. 
No więc ogólnie nie zabijam, takie mam zasady. Tylko te pająki do odkurzacza wciągam i masowo morduję komary. Skończyłam z sentymentami tego lata, gdy po 3 sekundach od wyjścia z domu miałam wbitych w siebie, w różnych częściach ciała, jakiś 30 krwiopijców. Wybór był jeden: albo ja - albo komary. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz