poniedziałek, 15 listopada 2010

I don't want realism. I want magic...


Jakoś tak się zrobiło bez znaczenia.
Dzień za dniem mija, jeden podobny do drugiego.
Nic. Dzieje się NIC.
Nawet las jest taki zrezygnowany.
Już nie szeleści liśćmi, nie słychać ptaków, jest tylko głucha, głupia cisza wyczekiwania na zimę.
I tylko powietrze gęste jest od moich niecierpliwości.
Doszło do tego, że momentami odpalam papierosa za papierosem, a przecież nie palę!
Tyle, że widok dymu ulatującego w powietrze działa na mnie uspakajająco.
Gdybym była kotem z pewnością oddawałabym się błogim kocimiętkowym sesjom.
Byle tylko oszukać myśli.
Byle przeczekać ten czas zawieszenia.
Jedzenie mi mniej smakuje, słońce świeci słabiej i nawet gry miłosne nie budzą motyli do lotu...
Potrzebuję poruszeń i żeby mi oczy znów zaczęły błyszczeć...




7 komentarzy:

  1. to zrób skręta z kocimiętki

    OdpowiedzUsuń
  2. obawiam się, że to tylko na koty działa. zostanę przy popalaniu papierosów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Historyjka, niestety, życiowa...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. chyba nadajemy dzisiaj na tych samych falach zniechęcenia - ale mnie fajki nie koją, nie teraz...

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzeba zacząć palić w miejscach publicznych, wydzieli się więcej adrenaliny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesienią to ja mam kopa do działania i wszystko mi się chce. Nie wiem, czemu tak. Po prostu.

    Historyjka mnie ubawiła ;) Szkoda tylko, że znam takie przypadki z życia...

    OdpowiedzUsuń
  7. haha tak, w miejscach publicznych ;] najlepiej trzymając papierosa w szarym worku, jak niegdyś alkohol ;]

    a ja to wogóle przeciwko paleniu jestem, zły nałóg. i nie palę, jakby co, teraz szukam ukojenia.

    mnie jakoś teraz wszystko rozbroiło, chyba jakby było piękne lato, czułabym dokładnie to samo.

    OdpowiedzUsuń