wtorek, 7 grudnia 2010

Hołhołhoł! 

W tym  roku od Świętego Mikołaja dostałam święty spokój. 
To chyba dużo. Chyba. Jak się już coś ma to w sumie ciężko ocenić tego wartość. 

A pod choinkę chciałabym pokochać kogoś kto by mnie pokochał. Kto znalazłby drogę do mnie i nie kazał szukać dróg do siebie.

Zapomniałam już jak to jest mieć kogoś swojego w głowie, kogoś za kim się tęskni, gdy się go dłużej nie widzi, kogoś, kto całuje przed snem w ramiona i przez kogo rano spóźniam się do pracy... Zapomniałam już jak to jest zapomnieć się w kimś. Czuć banalną radość bez żadnego ale. Patrzeć komuś w oczy i widzieć, jak mu błyszczą ze szczęścia. I samej mieć błyszczące oczy. 

Uparłam się i dobrze mi tak. Nie udaję szczęścia Bejbe. Poprostu jestem. Uśmiecham się dużo i tak planuję dni, żeby nie mieć czasu na myślenie. I naprawdę czuję się szczęśliwa. I naprawdę nie czuję się nieszczęśliwa.

I wiesz Skarbie, pachnę sobą. Tylko sobą. Nikim innym.


8311_2b4a

2 komentarze:

  1. Mój przyniósł mi flaszeczkę ulubionego winka, więc w pewnym sensie też mi zagwarantował chwilę świętego spokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, i ja poproszę trochę świętego spokoju i jednocześnie dużo odwagi i siły na nadchodzący rok...

    OdpowiedzUsuń