czwartek, 23 września 2010

Poranki


Każda pora dnia ma swój urok. Najłatwiej to zaobserwować rano i wieczorem, bo w ciągu dnia za bardzo jesteśmy pochłonięci milionem innych spraw. Ale poranki i wieczory są dla nas...
Osobiście lubię sama spędzać te pierwsze chwile po przebudzeniu się. Potrzebuję ciszy i spokoju, potrzebuję własnych myśli. Budzę się intelektualnie i dojrzewam do reszty dnia.
Uwielbiam wstać rano i delektować się aurą przy kubku kawy. Uwielbiam mieć też czas na takie fanaberie, bo zazwyczaj rano brakuje minut zanim wybiegnę do pracy. Ale ze względu na to, że lubię delektować się tymi porannymi chwilami, staram się znaleźć na to czas. I słońce, i śnieg, a nawet deszcz, w jakiś sposób naznaczają dany dzień i to, co w naszym życiu aktualnie się dzieje. Przynajmniej ja to tak identyfikuję. Nie, nie chodzi o to, że jak mi smutno to pada deszcz. Na szczęście takich zależności nie zauważyłam, chociaż niewątpliwie gdy pada deszcz, wtedy często mam jakby mniej wesoły humor. Ale mówię o zupełnie innym związku. Inaczej pachną te moje poranki, gdy zabiegana i niewyspana intensywnie pracuję, inaczej, gdy zakończyłam swój związek i zostałam sam na sam z tymi wszystkimi chwilami i myślami, inaczej, gdy tak jak w te wakacje, odpoczywałam od korporacyjnego zgiełku szukając trochę pomysłu na siebie. 
Za to wieczory nie smakują dobrze w samotności. Wieczorami potrzebujemy kogoś obok siebie. Wspaniale jest, gdy tym kimś jest ukochana osoba, ale równie dobrze spędzać ten czas z przyjaciółmi. Sama bardziej hołduję aktualnie temu drugiemu modelowi, ale to wynika z wielu zmian w moim życiu, może o tym innym razem. W każdym bądź razie spędziłam prawie wszystkie letnie wieczory patrząc w niebo, otoczona świecami, rozmawiając o wszystkim... A uwielbiam rozmowy, tylko nie takie plotki o niczym, ale rozmowy o ludziach, o ich historiach i tym, co czują. Ciężko znaleźć takich rozmówców, ciężko zrzucić te maski, które na co dzień chronią taką intymność. Dlatego tym bardziej doceniam możliwość kontemplacji takich chwil.

 A teraz idzie jesień... na razie słoneczna, niebawem szara i zimna. Nie jestem fanką takiej pogody, potrafię beznadziejnie marudzić na ten temat, aż wreszcie w okolicy lutego mam i siebie i pogody dość! I czekam na to ukochane lato, za krótkie jak co roku. I jedynym wyjściem z tego pogodowego impasu jest zmiana miejsca zamieszkania na częściej słoneczne. I nawet myślę, że byłoby to aktualnie jak balsam dla mojej duszy. Tylko jeszcze nie teraz. Jeszcze muszę sobie kilka rzeczy tutaj na miejscu udowodnić, jeszcze kilka razy muszę się tutaj sprawdzić... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz