sobota, 21 maja 2011

Mieszkanie dwupoziomowe ma swoje niepodważalne plusy, jednak w sytuacji, gdy komp plus net są na górze, wino plus lodówka na dole, a schody coraz bardziej strome... cóż, trzeba się nabiegać i nie spaść.

Celebruję tą swoją samotnie i boję się i przerażam na myśl, że taka już jestem. Że nie chcę, żebyś został na noc i nie chcę Cię  mieć przy śniadaniu i nie chcę nawet, żebyś mi to śniadanie do łóżka przynosił. Bo to burzy mój spokój, moje własne poukładanie, moją kolejność i rytuały.
Pozwalam Ci na tyle i na nic więcej. Nie chcę mazgajstwa i umizgów, bo to nic nie zmieni.

Nie umiem z kimś mieszkać. Mój stopień irytacji rozrasta się wtedy do niebotycznych rozmiarów niszcząc wszystko inne.

Kiedyś byłam jak bluszcz. Wrastałam w faceta i chciałam być z nim zawsze i wszędzie i spijać sobie nawzajem nektar z dziubków, a dzisiaj duszę się i miotam, jak tylko nie mam swojej wolności. Ja nawet nie wiem, czy to wolność, bo w związku nikt nie jest do końca prawdziwie wolny. Nie mówiąc już o tym, że prawdziwie wolny w dzisiejszym czasie może być chyba tylko kloszard albo maharadża jakiś.

Standardowa rodzina 2 plus 2 powinna chyba mieć wspólny adres zamieszkania, a ja kombinuję czy można być razem i spotykać się co jakiś czas, tak, żeby ta tajemniczość, to niepoznanie do końca, nie zniknęły. Dzieci? Jakie dzieci? Wszystko się skomplikowało. Chcę mieć swoje miejsce, do którego nie muszę nikogo zapraszać, w którym panuję Ja i nic nie mąci mojego spokoju.

Może, jeśli spotyka się Tą Właściwą Osobę, strach przed wspólnym kontem, wspólną listą zakupów i wspólnym byciem razem na co dzień, znika. Może. Może nie. Może za dużo w życiu chciałam i nauczyłam się, że nie warto... nie warto inwestować w kogoś, bo to niepewna inwestycja.      

Nie mogę się oderwać ostatnio od tej piosenki...

        

Można być szczęśliwym samemu, tylko tego przytulania brakuje...  tego zanurzenia twarzy, ciała w czyichś ramionach, pocałunków i dotyku...
  

7 komentarzy:

  1. No niestety, wielu ma tak samo. W tym ja :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak... Taka miłość od czasu do czasu... Marzenie...
    Tylko czy tak się da? Na pół gwizdka???
    Otulam, wierząc, że będzie tak, jak chcesz... że będzie dobrze na twoich zasadach;)

    PS.: Też męczę tę piosenkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja miłość do głosu Adele wzrasta z każdym odsłuchaniem tej piosenki :) co do inwestowania w wspólny adres... hmmm... Śmiem wciąż twierdzić, ze to kwestia:
    1) spotkania tego kogoś właściwego
    2) odwagi
    3) ryzyka
    i może jeszcze paru innych spraw? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. właśnie, czy tak się da na pół gwizdka? mieć tą swoją wolność i komuś dawać jej tyle samo, za bardzo się nie angażować, ale też nie być zbyt obojętnym... im starsza jestem, tym głupsza najwyraźniej, bo wszystko wydaje się coraz bardziej skomplikowane...

    OdpowiedzUsuń
  5. podobno im ktoś ma więcej związków i życia za sobą, tym trudniej mu potem podzielić się z kimś swoim światem, woli być sam.
    dlatego ja jestem zwolenniczką wiązania się wcześnie i na zawsze... ale jestem jeszcze mała, moze się na tym przejadę?


    Gratulować można, można! Tylko po cichu, bo prawie nikt jeszcze nie wie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. pragnienie wielu - razem i zarazem osobno.
    Najlepiej jednak w zgodzie ze sobą i tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam tę wokalistkę, to odkrycie mojej córki dla mnie, pewnego dnia weszła do pokoju z płytą i rzekła - pokochasz ją i już nigdy nie przestaniesz. I tak jest

    OdpowiedzUsuń