niedziela, 28 sierpnia 2011

Permanentny stan zamyślenia.

Odczuwam czasami zastanawiający strach przed tym, że zostanę sama. Że nie poznam nikogo, kogo będę w stanie pokochać tak po prostu, z kim będę chciała budzić się i zasypiać. Z kim nie poczuję tej ciężkiej irytacji z powodu zbyt gęstej atmosfery we wspólnie zajmowanym pokoju. Kto z miłością klepnie mnie w tyłek, choćby i był za gruby, choćby miał 49 lat i zmarszczki na twarzy. Kto nigdy nie pomyśli o dupie z pracy, bo wszystko, co najcenniejsze będzie miał obok siebie, w osobie mojej. Dla kogo wspólne plany, problemy, marzenia będą sensem same w sobie. Mogłabym tak długo... 
    
Chyba od zawsze wydawało mi się, że życie ma dość przewidywalny porządek, któremu czy chcemy czy nie będziemy musieli się podporządkować. W zasadzie ten determinizm dziejowy był, w moim odczuciu, zupełnie poza zasięgiem wolnej woli i świadomych decyzji. Szkoła, studia, małżeństwo, mąż, dzieci, wspólny dom i żyli długo i szczęśliwie. Stopniowo odkrywałam, że z tym małżeństwem to nie jest tak prosto. Facet oznacza kłopoty, on zdradza i jest niesubordynowany, a bycie z mężczyzną nie jest równoznaczne z długim i szczęśliwym życiem. W zasadzie może nawet to życie skraca. 
Po co więc to wszystko?
Może gdybym była grzeczniejsza, bardziej spolegliwa, głupsza, pokorna, miała mniejsze wymagania i apetyt na życie sprawy układałyby się prostszym torem?

Nie chcę być dla faceta przykładną żoną, dziewczyną, przyjaciółką, stałym elementem wyposażenia domu. Nie chcę gotować obiadów i myśleć o praniu. Takie rzeczy dzieją się u mnie mimochodem i nie chcę być w żaden sposób łączona z takimi funkcjami. Lubię jak facet gotuje, bo robi szybko i bezproblemowo, zawsze z podziwem się temu przyglądam. Makaron, rukola, zmiksować pomidory, doprawić sos, utrzeć ser, dodać imbir i przesmaczne danie gotowe. Wielbię mężczyznę, gdy zrobi zakupy, bo ja zawsze miotam się w kółko i nigdy nie wiem ile czego kupić. Lubię, jak pamięta o winie na kolację i na imprezie przynosi mi drinka, na którego nawet nie wiem, że mam w tym momencie ochotę. Nie chcę być dla faceta przyjaciółką, bo on nie potrzebuje kogoś do gadania o emocjach, uczuciach i bolączkach duszy. Od tego ma kolegów, żeby się czasem z nimi spotkać, napić się i wypalić paczki papierosów. Chcę być kochanką w łóżku i Jego kobietą poza nim. Chcę być wszystkim. Dyskretnie, bez niepotrzebnych słów, bez afiszowania się.      

Najłatwiej jest więc, gdy ma się siebie tylko na chwilę. Za dużo nie trzeba mówić, o zbyt wiele pytać - to i tak nie ma znaczenia. Każdy może przedstawić swoją własną bajkę o sobie, każdy może wymyślić w głowie idealną historię o tej drugiej osobie. Poudawać siebie nawzajem, bez ciągu dalszego i liczenia na happy endy.
Na dłuższą metę zaczynają mi przeszkadzać, słowa, gesty, buty, ton głosu, reakcje, poglądy, brak poglądów, spojrzenia, reakcje, kolor spodni, styl chodzenia, miejsca, gdy bywa i gdzie nie bywa, książki, które czyta i te, o których nie słyszał, muzyka, której słucha i brak uwielbienia dla tej, którą ja się aktualnie zachwycam... Zaczynam szukać i drążyć i znajduję milion rzeczy, przez które to na pewno nie może się udać.
To tak, jakbym dążyła według jakiegoś podświadomego schematu do destrukcji. Kolejny dramat, katharsis, zaczynam od nowa, pełna sił i pomysłów. Za każdym razem odrobinę zmieniona.

Parę lat temu miałam przygotowany pokoik dla dziecka, bo miało się takowe kiedyś tam pojawić. Oliwkowy z cytrynowymi dodatkami. 
Ja pierdole.
Jakie dziecko???
Dziś ledwo sama siebie ogarniam. Nie wyobrażam sobie sprowadzić na ziemię kolejnego istnienia, które musiałoby znosić taką mnie. Nie wyobrażam sobie odpowiedzialności za zdrowe wychowanie kolejnego ludzkiego życia, skoro sama miotam się między tradycją, a nowoczesnymi wywrotowymi teoriami. Dziś jestem tu, jutro tam. 
Po prostu nie.       
I nie spotykam - albo nie umiem zauważyć, że spotykam - nikogo, kto całym sobą ogarnąłby mnie i wszystko byłoby dobrze. I nie umiem zmienić tego swojego wewnętrznego przyciągania, tego wzrostu ciśnienia na widok kolejnego faceta, który nigdy moim facetem być nie powinien. Orientuję się zawsze po jakimś czasie.

Napisała do mnie moja koleżanka, że podczas podróży swojego życia poznała kogoś, który oszalał na jej punkcie. Nieba chce jej uchylić, dba, troszczy się, spełnienie marzeń. A ona nic nie czuje i rano, gdy on się obudzi, jej już nie będzie.
Zawsze ktoś kocha mocniej, komuś bardziej zależy. Żałuję, że już nie wyobrażam sobie spotkać kogoś na całe życie. Ledwo wierzę, że w ogóle mogę kogoś spotkać na dłużej, na tyle długo, aby razem zbudować coś więcej niż plany na wspólny weekend.

A z drugiej strony nie martwię się o to bycie singlem za bardzo. To dobry stan, jakkolwiek trudny i skomplikowany. Bezpieczny. I mniej w nim rozczarowań. Potrzebuję tak wiele dowodów czułości, miłości, zainteresowania, poczucia bezpieczeństwa, że nie sądzę, abym spotkała kogokolwiek, kto będzie w stanie mi to zapewnić. A inaczej nie umiem, nie dam rady pójść na kompromis, bo wcześniej czy później wybuchnę, ucieknę, będę chciała po swojemu... Chyba szukam kogoś skrojonego na moją miarę, bez potrzeby wychowywania czy dopasowywania do swoich norm. Po prostu takiego, który od pierwszego wrażenia jest idealny sam w sobie. I ja jestem idealna dla niego.  

Niemniej jednak wciąż wierzę w cuda. 


           

16 komentarzy:

  1. Z pewnością lepiej być singlem. Niż bez przekonania wpisać się w stereotypowe życie.
    A jak się trafi, że kliknie i wszystko będzie na swoim miejscu, to będzie po prostu tak jak ma być.
    Bo żyli długo i szczęśliwie jest nieczęsto.

    OdpowiedzUsuń
  2. piszesz w taki sposób, że odbiera mi mowę. i wiem, że nie po to blog służy, żeby siebie wzajemnie chwalić za styl, polot czy cokolwiek takiego.
    ale co poradzę na to, że broda mi się zatrzęsła i mam ochotę teraz przeczytać cay Twój blog od początku, w poszukiwaniu kolejnych tak prawdziwych wpisów.
    no cóż, więc broda mi się trzęsie. może czegoś się od Ciebie nauczę, bo tego, że w sprawach uczuciowych - choćbym nie wiem jak dotąd postrzegała swoje tory myślenia - jesteś mądrzejsza ode mnie o lata świetlne, po powyższym wpisie jestem pewna.
    dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  3. Bycie singlem to najsmutniejszy żywot jaki można sobie wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wiem ... ja chyba nie jestem w stanie uwierzyć, że możliwe jest, aby dwoje ludzie kochało się przez kilkadzieścia lat i byli ze sobą szczęśliwi .

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhu. Dzisiaj mam nastrój na zrobienie czegoś złego ukradnę Ci ten tekst.
    Zostałam sama. Kochałam bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jestem singlem, jak wiesz moja droga i choć dążącym do bycia nie-singlem, to i tak mega szczęśliwa jestem każdego dnia :))

    OdpowiedzUsuń
  7. W przedostatnim bodaj numerze Bluszcza, był felieton Poli Hart o życiu w związkach i singlach (nie znoszę tego słowa i nie używam go - to dla mnie kolejna ramka). Krótko i na temat. Generalnie było tam o tym, żeby po prostu dać ludziom decydować o sobie. Chcesz wyjść za mąż? w porządku. Ale uszanuj to, że niektórzy nie chcą się wiązać. Niektórzy wybierają najtrudniejszy (?) "związek" - związek ze samym sobą. Cholernie mi się ten felieton podobał.
    Kiedyś powiedziałam sobie "nigdy więcej" związków, ale czy ja wiem co mnie spotka za miesiąc a może nawet jutro czy dziś? Od kilku dobrych lat mówię stanowcze NIE dzieciom. Ale gadać sobie mogę. wszystko wyjdzie w praniu. Dla mnie najważniejsze to płynąć z prądem. Ciągle się zmieniamy, cos co było dla nas dobre wczoraj, dzisiaj może już nie jest. Czasem łapię się na tym, że mocno trzymam się jakiejś wizji ale po chwili dociera do mnie że ona mocno wytarta jest, niepotrzebna, do kosza z nią.
    Więc staram się puścić i płynąć..

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jestem na etapie pernametnego godzenia się z samotnością.
    I w cuda już nie wierzę.

    Ech… Nikt nie jest wystarczająco doskonały dla anioła.;p


    Anioły mają przesrane;/

    Ale w twoje cuda wierzę. I otulam:*******

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja się jeszcze nie umiem do końca pogodzić. Myślę, analizuję, dorabiam teorie... wydaje mi się, że każdy chciałby kochać i być kochanym, ale to nie jest takie proste i stąd singlowanie, udawanie.
    Nie umiem znaleźć z kimś szczęścia, więc staram się zrobić to sama ze sobą. Ale też się nie zarzekam, może nie dziś jeszcze, ale może jutro, za miesiąc wszystko się obróci o 180 stopni...

    @Monika*30 - dokładnie 'gadać to ja sobie mogę'.
    Z tym, że nie można warunkować swojego szczęscia od obecności innej osoby, bo wtedy jest się dla niej balastem. Najpierw powinno się umieć wytrzymać samemu ze sobą i czerpać z tego spokój, radość, energię, inspirację...

    @Fetysz - gorsze od bycia singlem jest bycie w nieszczęśliwym związku. To dopiero zabija duszę.
    Ale faktycznie, słuszna uwaga, singiel to chwyt marketingowy, szufladkowanie, nie o to chodzi...

    @Panna Łaskotka, dziękuję za te słowa, ale tak naprawdę to ja głupia jestem, ciągle się miotam, zmieniam, histeryzuję - od euforii do dramatu. Taka jestem. Brakuje mi kogoś, kto byłby stabilny na przekór mnie i sama na własne życzenie funduję sobie huśtawki emocjonalne, jakbym się niczego dotąd nie nauczyła. Ale uczę się, zmieniam... Jestem inną osobą niż jeszcze 2 lata temu. To dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  10. to wszystko nie jest takie proste...
    byłam 15 lat w związku małżeńskim bez miłości i byłam w nim singlem...
    jestem prawie rok sama, zakochałam się i cóż nadal jestem singlem...tak zawsze ktoś kocha bardziej...
    chyba nie mam na to siły :)i tak bycie singlem to mega bezpieczny stan...i dość inspirujący momentami...pewnie, że w sumie nie chcę być sama ale nic na siłę...

    OdpowiedzUsuń
  11. ja trafiłam bardzo dawno na Człowieka z którym umiem milczeć - ponoć to jest sztuka.Nie szukałam , nie wzdychałam ,po prostu pojawił się .Idziemy przez życie trzymając się za ręce podczas ,,słońca" i podczas ,,deszczu" - ale wiem doskonale że nie ma recepty na udany związek

    macham Dośka - Gryzmolinda

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj! Goszczę u Ciebie po raz pierwszy i...czytałam własne myśli! Tylko doskonale ubrane w słowa. Moja poprzeczka wysooooko bo i dlaczego miałabym ją obniżać? Dla faceta, który nawali wtedy gdy będzie najbardziej potrzebny? Dla faceta skupionego na sobie jakby był pępkiem świata? Dla kogoś, kto zamiast ciągnąć ten majdan wraz ze mną w tym samym kierunku, przeciąga się ze mną bo stwierdza, że właściwie to on chce w innym kierunku podążać, dokładnie przeciwnym do mojego? Coraz bardziej wątpię w możliwość znalezienia kogoś, kto do tej mojej poprzeczki doskoczy i będzie godzien wywalenia dlań mojego życia do góry nogami. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, samotni chcą towarzystwa, "związkowcom" marzą się weekendy w pojedynkę...

    ...pokręcone to wszystko...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny blog
    zapraszam do mnie na inspiracje

    ladyaprill.blogspot.com
    ORAZ
    styleria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. kocham czytać to co piszesz :)

    OdpowiedzUsuń