piątek, 14 października 2011

Obmacywanie kasztanów.

Podnoszę ziemi, wybieram te najładniejsze. 
Później rzucam przed siebie po chodniku. 
Kasztany uciekają, psy je gonią. 
Albo trzymam w kieszeni i pieszczę palcami
Aż robią się od tego zupełnie gorące.
Widocznie też to lubią. 

Picie z kubków.
I dużo herbaty z sokiem malinowym. 
Grzane wino w małych kubkach z zaparzaczami. 
Grube skarpety za kolana.
Puchaty koc.
Pierwsze rękawiczki.
Zimne spacery.

Jesień niestety. Ta jej gorsza część.






PS. Do zobaczenia w Gdańsku!



Napisałam ten wpis, a później zobaczyłam... kolejny koniec historii życia...
Podobno wszystko dzieje się po coś. Głęboko w to wierzę, choć łatwiej wierzyć będąc obserwatorem...
Od razy pomyślałam, że nierzadko ostatnio wkurzam się na milion rzeczy, bez sensu, życie jest zbyt kruche, żeby sobie dać je zepsuć...

9 komentarzy:

  1. Jak ja dawno nie zbierałam kasztanów!

    Marzy mi się jesień romantyczna, pełna miłości, z kubkiem herbaty, w zakolanówkach z kokardkami. A czasu brak...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ostatnio żyję jak sowa - po nocach. Dzień jest za krótki na wszystko. Z zegarkiem w ręku biegam, żeby zdążyć z wszystkim, ale jakoś się udaje ;) Tą herbatę pod kocem też głównie po nocy pijam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. też pijesz tyle herbaty z sokiem? matko! ja mam to samo. polecam żurawinowy, jest przepyszny. kasztany też zbieram, schną mi w torebkach i kieszeniach i tak tworzy się stosik odnajdywany w przyszłym roku :) grube skarpety też są, chociaż deficyt tych za kolana niestety.
    miłej jesieni, Pani Porcelanowa. jak najmilszej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasztany to samo zdrowie :))
    Pozdrów Gdańsk ode mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłej jesieni i niech Ci dobrze bedzie w tym Gdańsku, blisko, ale nie jadę:)

    OdpowiedzUsuń
  6. to jest troszkę o mnie,tylko w Gdańsku jeszcze nigdy nie byłam jesienią.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja przestałam sowić. Od tego robią się zmarszczki, a ja zaczynam mieć do nich skłonność :).
    Z kasztanami mam to samo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja zawsze noszę w kieszeni lub torbie kasztana aż do wiosny. W kwietniu lub maju kładę na ziemię z nadzieją, że przerodzi się w drzewo. Uwielbiam kwitnące kasztanowce :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ach. zawsze kiedy mój tato przynosił do domu garść ksaztanów, potem wpychał mi w kieszeń kurtki na szczęście. wiedziałam, że zaczyna się jesień. taki miły wyznacznik.
    Dłuuugie wieczory, mhmm :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń