czwartek, 8 września 2011

O porankach, weekendzie, kawie i mmsach od ex.


Wrześniowe dni biegną wyjątkowo szybko, a kradzione nocą godziny przypominają o sobie rano w zaspanym metrze i nie dają się tak łatwo przekupić dwiema kawami wypijanymi pospiesznie podczas odpalania outlooka. Czekam na weekend, bo w tygodniu rzadko mamy dla siebie czas. Mój układ idealny. W okolicy czwartku, gdzieś pomiędzy pilnymi mailami i nużącymi spotkaniami zaczynam tęsknić po to tylko, żeby w niedzielę zaspokojona wrócić do swojego świata.

Przypomniałam sobie, jak ostatnio rano siedziałam u Ciebie na kuchennym stole niedbale owinięta białym prześcieradłem. Lubię ten leniwy nastrój weekendowych poranków, celebruję więc budzenie się zwlekając i przeciągając w czasie ogarnianie się. Za oknem wisiały pierwsze ciężkie, jesienne chmury. Odwykłam przez rok od tego jesiennego krajobrazu i czuję się zdziwiona, że to już się dzieje. Patrzyłam jak robisz kawę. Dla mnie zawsze z dużą ilością pianki, w tej białej filiżance z zielonym uchem. Lubię te nasze poranne kawy i lubię u Ciebie nocować. Czuję się wtedy trochę tak, jakbym żyła innym życiem. Zawsze mnie zastanawiało, czy gdybym mogła zamienić się z kimś na chwilę, na dzień, może dłużej, wejść w jego życie, to czy to zmieniłoby mnie? Czy mogłabym na własnej skórze przekonać się, że jestem inna, myślę inaczej, czuję inaczej, czy może jednak okazałoby się, że wszyscy w środku jesteśmy do siebie tak bardzo podobni. Czy taka zamiana zmieniłabym mnie, czy może to ja zmieniłabym czyjąś historię dając z siebie coś unikalnego? 

Dlaczego nie poprawiłabym swojego życia gdybym mogła? Bo było cholernie ciężkie. I łatwiejsze nie chce się zrobić. Na każdy sukces musiałam sobie zapracować, każdy błąd dużo mnie kosztował... Głęboko jednak wierzę, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny i bla bla bla.... Taki beznadziejny frazes wychodzi, ale jakkolwiek chciałabym to powiedzieć, zawsze będzie brzmiało banalnie, jak z tandetnego pseudoporadnika dla życiowych nieudaczników szukających pocieszenia i życzliwego poklepania po ramieniu. 


5888_d825_500


A propos nieudaczników. Są faceci przystojni, inteligentni, ogarnięci życiowo, nieważne, ale tacy, którzy pomimo, że mają się czym chwalić nigdy nie pozwolą sobie na snucie wywodów o swojej wspaniałości. Nie muszą, to wiadomo bez ich ciągłego mówienia o tym. To się chyba skromność nazywa? Albo poczucie własnej wartości. Są też tacy, którzy prężą się i silą, machają rękami i stroszą piórka na każdym kroku podkreślając do wyrzygania jacy to są fenomenalni. Ja wiem, że kłamstwo często powtarzane może stać się prawdą i nawet opornym można w końcu różne rzeczy wmówić, ale przyglądając się z boku takim scenom nie dowierzam, że można być aż tak nie dopieszczonym. W tych swoich fantastycznych opowieściach mają nieodłączne stadko piszczących kobiet wskakujących szczupakiem prosto do łóżka. Tja...
Z tymi pierwszymi ma się ochotę na długie zimowe wieczory, rozmowy do rana i wspólne wyjścia do teatru, a z tymi drugimi można co najwyżej w alkoholowym zamroczeniu albo chwilowej dysfunkcji umysłowej zaliczyć one night stand, a później chcieć szybko zapomnieć. Chyba, że się ma ochotę pełnić funkcję lustereczka, w którym narcyz może się przeglądać i słyszeć jak zaklęcie: wyglądasz wspaniale wyglądasz wspaniale wspaniale wspaniale...
Najgorsze, jak sobie człowiek uświadomi, że jednak dał się złapać na taki performance Pana Stroszepiórka i później mu wstyd. Nie odzywa się, udaje, że to było dawno temu i nieprawda i ze zdziwieniem otwiera usta, gdy nagle, bez uprzedzenia żadnego, dostaje mmsa okolic brzusznych owego ex, nad którymi ten właśnie intensywnie pracuje. Brzuchol w gaciach armaniego. Tylko po co on to wysyła do byłej, skoro tyle tych sikorek chętnych wokoło lata, gotowych klaskać i głaskać i podziwiać - przynajmniej dopóki się nie zorientują o co kaman?        


Jakoś tak mam, że ex z automatu jest aseksualny. Inaczej pewnie nie byłby ex...




4251_baf2



9 komentarzy:

  1. Super obrazki. I niezły, dająca kopa tekst. So you say, you're not a bitch, aren't ya?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwalenie się jest elementem flirtu - cóż, trzeba jednak umieć to robić, by nie wypaść na totalnego pajaca.

    Z drugiej strony - czyż kobiety nie malują się i nie zakładają najlepszych kiecek na pierwsze randki?

    Dopiero potem są skromne dresy...
    ;-)

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Boogies - being a bitch is a highest level of expressing yourself. Because if you're just cynical, ironic, harsh - it means that you're just rude ;)

    Bosy - makijaż to najlepiej taki subtelny, dres - seksowny, nawet po 10 latach. Najgorzej jest z tym głupim gadaniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. pierwszy obrazek: niewiele mi trzeba żeby nie być w dupie.Tylko nie wiem czy jest się czym chwalić.

    drugi: true fact about me!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja tam uważam, że najbardziej wkurzające jest, gdy facet celowo wyskakuje z gadką typu "ojeju, jestem taki beznadziejny" i oczekuje, że zaprotestuję i zaprzeczę.
    no ludzie, skoro uważa się za idiotę, to jest idiotą. proste. :D


    ps: kolegę mogę pożyczyć, ale jak przestanie być Nowym Kolegą :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę ma rację Bosy Antek, ale... hmm... są faceci tylko do zataczania się, z tym, że ja nie mam na to ochoty.

    Ciekawa myśl z tą zamianą życia. Co by było gdyby...

    OdpowiedzUsuń
  7. Faceci też w którymś momencie ubierają kapcie, mimo, że wcześniej starali się pokazać z najlepszej strony ;) Mi raczej chodziło o rozbuchane ego ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Są faceci przystojni, inteligentni, ogarnięci życiowo, nieważne, ale tacy, którzy pomimo, że mają się czym chwalić nigdy nie pozwolą sobie na snucie wywodów o swojej wspaniałości. Nie muszą, to wiadomo bez ich ciągłego mówienia o tym. To się chyba skromność nazywa?"

    Albo niska samoocena.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fetysz - masz rację. Ale niska samoocena tak mi nie dziobie w oczy, jak przerośnięte ego.

    OdpowiedzUsuń