poniedziałek, 19 września 2011

Między ustami a brzegiem pucharu*

Zdecydowanie wolę smutek niż radość. Radość bywa idiotyczna. Można stać z przyklejonym do ust sztucznym uśmiechem z całych sił ściskając pięści ze złości i wyjąc w głębi duszy z bólu. Radością można kłamać. A smutku nie da się udawać. Widać go w oczach. Widać go przez ten krótki ułamek sekundy, zanim nasz umysł zreflektuje się, że już teraz właśnie powinien zacząć swoje oszustwo. Zanim automatycznie podniesie kąciki ust w niespełnionym uśmiechu i pokaże światu, jak bardzo wszystko jest okej.
Smutek jest szlachetny, w przeciwieństwie do prostackiej radości. Zasiany raz, gdzieś w środku, kiełkuje co jakiś czas podsycany niespełnionymi obietnicami i rozczarowaniami. Cierpiąca dusza w gruncie rzeczy pozwala czuć prawdziwie. Radość spływa po powierzchni, zaciera się z czasem. Pamiętam, że czułam szczęście, ale nie pamiętam jak wielkie było to szczęście. A smutek zawsze zostaje w pamięci - po latach można na nowo otwierać sobie zabliźniane przez wiele nocy rany. Dlatego pewnie ludzie smutni wydają mi się prawdziwsi. Dlatego pewnie lubię smutnych szaleńców, bo wiedzą więcej, czują mocniej.

Smutek jest potrzebny. Zmusza do refleksji i poszukiwania szczęścia. Bez smutku przecież nie byłoby szczęścia.

Szczęście to chwile. To dobra muzyka, butelka ulubionego wina, którego dawno nie piłam, to spacer z psami w słoneczny weekend, to piątkowe popołudnie i kawa w sobotę rano, to dzisiejszy wieczór, spokojny, bez problemów i zmartwień. To Ty. Nagle obecny w moim życiu. Obecny coraz bardziej.

Lubię z Tobą milczeć. Lubię te momenty, kiedy bez słów zatrzymujemy czas patrząc sobie w oczy. Dzieją się wtedy dziwne rzeczy. Powietrze zastyga i nagle milion niewypowiedzianych słów zaczyna fruwać między nami ocierając się o nas jak koty. Taka bez słów rozmowa.
Lubie nic Ci nie mówić. I lubię nie słyszeć słów od Ciebie. Wszystko i tak staje się jasne, gdy tylko mocno mnie obejmiesz i spojrzysz w oczy.      
I tylko czasem z przyzwyczajenia zastanawiam się, czy mógłbyś mnie zranić.

Mógłbyś.
Jestem łatwopalna.
Ale kiedyś komuś trzeba zaufać, żeby móc żyć bardziej z kimś, niż samemu.



Między ustami a brzegiem pucharu dzieje się życie. Czasem niewiele trzeba, żeby zdarzyło się wiele.
 

* Między ustami a brzegiem pucharu, powieść, Maria Rodziewiczówna

1 komentarz: