Nieodkryte.
Ostatnio natchniona Twoim pytaniem 'Czego chcę od życia?' sama zaczęłam się nad tym zastanawiać. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Wiele spraw wyklarowało się w ostatnim czasie, niektóre bitwy jeszcze muszę stoczyć. Też sama z sobą. Zawodowo dokładnie wiem, w którym kierunku chcę iść i jakie cele osiągnąć. I tutaj jestem fighterem. Ale prywatnie ciągle układam puzzle z różnych spraw i stale nic do siebie nie pasuje. Było mi dobrze sama ze sobą, myślałam, że teraz jest czas na zabawę i szaleństwa. I podniecała mnie ta myśl o wolności, której tak naprawdę nigdy nie miałam. A później spędziliśmy kilka miłych chwil i zatęskniłam za tą śmieszną stabilizacją we dwoje.
A teraz?
Teraz brakuje mi wiesz czego. A poza tym mam zamiar świetnie wyglądać i świetnie się bawić. Czy z kimś? Zobaczymy. Chętnie. Trochę żałuję, że spotkaliśmy się w złym momencie w złym czasie. Chwilami trochę myślę o Tobie, chociaż ostatnio nie mam na to czasu. Wkurzam się za to cholerne jeszcze, bo wiem, że to jakiś tam koniec. Bo ja taka już jestem, że w moim świecie nie ma żadnego jeszcze. Jest tu i teraz. Niewykorzystane okazje się mszczą i mam wrażenie, że ja pozwalam tej sytuacji być niewykorzystaną. Ale nie zrobię nic, bo taka już jestem. Bo śmieszą mnie Ci, którzy są jak bluszcze. Którzy chwytają się tak mocno, że wysysają cały smak i gdy odchodzą czuć tylko ulgę. Bo sama nie wiem, czy chciałabym tego tak naprawdę. Wcześniej nie chciałam, więc może to tylko chwilowa fanaberia? Może niebanalna fizyka bez miejsca na chemię? Bo chcę być szczęśliwa. To moje egoistyczne pragnienie. Myślę, że jeśli spotyka się na swojej drodze kogoś wyjątkowego, to nie pozwala mu się tak zwyczajnie odejść. Tak myślę. Cena nie gra roli.
Czytam czasem to, co On pisze. Intrygująco być czyjąś inspiracją. Mogę być natchnieniem, bo już niczym więcej nie chcę być. Czy wiesz, że spaliłam ten most? Dokładnie tak, jak lubię. Rozkoszowałam się tym bólem, gdy myślałam o pozostawionych za sobą zgliszczach Wielkiej Miłości. Kiedyś znaczyło to dla mnie tak wiele, a dzisiaj... dzisiaj to tylko kolejne czarno białe zdjęcie w albumie życia, na które kiedyś spojrzę i będę starała się przypomnieć sobie Jego imię. Szkoda, że nie było happy endu.
(...) i będę starała się przypomnieć sobie Jego imię. Jego imię powinno być z małej litery czyli po prostu: jego imię. List napisany na blogu, to już nie jest list z całą intymnością pisania wyłącznie od nadawcy do adresata. Jego pamięć z dużej litery będzie dopiero gdy umrze.
OdpowiedzUsuńWiem, że Twój wpis to nie list, ale myślę, że to co napisałem tak poniekąd przywraca proporcje ;-)
twardo, aż trzeszczą nadgarstki...
OdpowiedzUsuńMalinconia - alez to pieknie ujelas...
OdpowiedzUsuńWg - dziekuje za sugestie. Wole zeby nie umieral, moge pisac z malej litery. Zawsze staram sie w ten sposob wyrazic swoj szacunek do osoby, o ktorej pisze.
Czytając zapadały się wszystkie zapadki mojego myślenia o miłości, o rozstaniach, o byciu razem. Chyba mnie to przeraża, ta gniotąca siła wypowiadania imion, choćby zapomnianych: pamięć może wyrzucić imię, zostawi jednak trop jego palców na skroniach, zapach na poduszce...
OdpowiedzUsuńładne.
OdpowiedzUsuńJa.
@Malutka - ja wciąż wlejam tutaj 'nasze' piosenki. Te lubię najbardziej. Ślad zawsze zostaje... Ale czas go zaciera i później już ciężko przypomnieć sobie, jak to było naprawdę.
OdpowiedzUsuńPorcelanowa... Dawno temu wypracowałam w sobie system wypierania wspomnień, zacierania śladów... A, gdy zdałam sobie sprawę, że na dłuższą metę to mnie zabije - zaczęłam celebrować resztki zapachu na poduszce, skrzypienie podłogi, w miejscu, gdzie tańczyliśmy... Nawet jeśli to zupełnie inna prawda - pozwala mi jeszcze być, jeszcze czuć, jeszcze próbować.
OdpowiedzUsuńDeterminizm powinnam mieć w nazwisku ;)
Ach, te odwieczne pytania... mój blog jest ich pełny;) Upiory z przeszłości lepiej jednak wyegzorcyzmować na dobre. Chyba...
OdpowiedzUsuńNiewykorzystane okazje się mszczą - to ulubione powiedzonko mojego taty; długo miałam wrażenie, że to motto mojego życia...
OdpowiedzUsuńNiewykorzystane okazje się mszczą - to ulubione powiedzonko mojego taty; kiedyś myślałam, że to motto mojego życia...
OdpowiedzUsuń