Deprimo*
Zobaczyłam dzisiaj to zdjęcie i zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Z dzieciństwa mojego.
Dzisiaj jest dzień misia. W dzieciństwie nie miałam ukochanego misia. Miałam jakieś tam miśki, ale i tak bawiłam się samochodami. Jako dziecko, w okresie przedszkolnym, nienawidziłam tej instytucji, w związku z czym zostawałam sama w domu (pod bacznym okiem taty, żeby nie było, zaglądał często do domu sprawdzić co tam u mnie). Razem ze mną zostawał talerz naleśników, które do dzisiaj uwielbiam (było to pierwsze 'danie' jakie mój ojciec nauczył mnie 'gotować'). W tamtym czasie nie bawiłam się jak moi rówieśnicy miśkami, lalkami czy innymi ustrojstwami, ponieważ wolałam słuchać płyt (czarnych, okrągłych) na adapterze. Uważam, że warto sobie wyobrazić około pięcioletnią dziewczynkę z dwoma warkoczykami, która leży na dywanie obłożona płytami, wcina naleśniki i ustawia malutkimi paluszkami adapter (trzeba było igłą odpowiednio trafić). Do dzisiaj pamiętam, jak zasłuchiwałam się w bajkach. A były niesamowite - te dźwięki, głosy, odgłosy i moja wyobraźnia malująca obrazy do słuchanych historii. Myślę, że to właśnie wtedy zaczęłam ćwiczyć swoją wyobraźnię w kierunku wybujała. Rok później użyłam jej na przykład na pani przedszkolance opisując ze szczegółami swoją wielobarwną papugę i jej zwyczaje. Uwierzyła. Nawet mama nie dała rady wyprowadzić jej z (o)błędu, bo mój opis był nad wyraz szczegółowy i wielowątkowy - w tym wieku dzieci mówią prawdę, przecież nie kłamią. I jak nie kłamałam, proszę pani, poprostu zostałam zapytana o zwierzątko, którego nie miałam a chciałam mieć. Inne dzieci miały psy, chomiki czy koty. Papuga była tylko moja. Nie na darmo karmiłam swój umysł historiami o rajskich ptakach przez poprzedni rok, żeby sobie papugi nie wymyślić.
Wyobraźnia została mi do dzisiaj i chyba wrażliwość z tym związana. Zamiast słuchać bajek czytam książki. Chociaż nie, przepraszam, bajek też słucham - tych opowiadanych przez facetów ;)
Z tym zostawaniem w domu to wogóle były sensacje. Bo ja zawsze nad wyraz samodzielna byłam. Zosię Samosię należało raczej nazwać moim imieniem. Mama zgadzała się na ten układ chyba tylko dlatego, że logistycznie było łatwiej (ja do dzisiaj pamiętam to wstawanie o 4 rano i naciąganie na moje zaspane, giętkie nóżki tych sztucznych, sztywnych i nieelastyczny rajstopek w trapezowe wytłoczyny). No i tatuś był zobowiązany doglądać pierworodnej często. Ale, że kilka razy zdarzyło mi się otworzyć drzwi bo ktoś dzwonił, to skończyło się rumakowanie i trzeba było do przedszkola grzecznie chodzić. A nienawidziłam go szczerze.
Hmm... dzisiaj myślę, że ja chyba nie byłam wystarczająco pokorna. W żłobku, pamiętam, jak za karę ze starszaków przesunięto mnie dyscyplinarnie do maluchów (każdy wie, jaka to tragedia i hańba i potwarz). Grupa starszaków nie była przygotowana na taką jedną mnie. W maluchach ruch był mniejszy więc i możliwości okiełznania Porcelanowej było teoretycznie więcej. W praktyce i tak nie mieli szans.
A teraz przydałoby mi się coś takiego jak poniżej. Google maps nie pokazuje niestety obiektów z tymi śrubkami.
* Jest to zaklęcie pochodzące z Harrego Pottera. Umieściłam je dlatego, że rozśmieszyło mnie tłumaczenie: dokładnie nie wiadomo co znaczy, gdyż było użyte tylko raz, a wtedy zrobiło dużą dziurę na wylot w drewnianej podłodze. Niemniej jednak to musi być fajne zaklęcie ;)
Władzy Ci się zachciewa;)
OdpowiedzUsuńMogłabym podrasować rzeczywistość. Albo sknocić... Może się wydawać, że raczej sknocić, ale statystycznie jest 50% szans na to, że poprawić ;)
OdpowiedzUsuńJuż Cię lubię bardziej :) A ja nie miałam misia, bo nie... nawet nie pamiętam, co miałam :(
OdpowiedzUsuńpłyty , naleśniki i małe samochodziki ,to moje wspomnienie dzieciństwa. a śrubka do regulacji wszechświata ...w moich rękach ? trzymajcie ją daleko...jestem roztargniona :D:D
OdpowiedzUsuńTeraz będzie ściana tekstu:D : Ooo jak Twój post przywołał moje wspomnienia z dzieciństwa. W wielu szczegółach się pokrywają: też miałam dwa warkoczyki, cienkie jak spaghetti. Również słuchałam bajek na winylach: do dziś (a szczególnie teraz) gdy przypomnę sobie "Dziadka do orzechów" szklą mi się oczy. Super wspomnienie związane z moją siostrą która teraz hen hen za oceanem, a widujemy się raz na 10 lat. I ja też zostawałam sama w domu, ale nie z nienawiści do przedszkola, tylko z nienawiści do opiekunek. Tak więc nosiłam klucz na szyi na białej koronce. Był wówczas najbardziej strzeżoną przeze mnie sprawą, uważałam prawdopodobnie, że jest warunkiem mojego życia. A propos, pamiętam jak kiedyś siostra po przeczytaniu ciekawostki na temat jak krótko można wytrzymać bez wody zadała mi pytanie: "Wiesz bez czego nie można żyć?" Odpowiedziałam: "Bez klucza do domu".
OdpowiedzUsuńPłyty i adapter - to było coś. Do dziś mi się kołaczą w pamięci fragmenty bajek, które znałem na pamięć. Dorotka z krainie Oz, Miki Mol, mól książkowy, ratujący porwaną ciocię Gryzeldę, której tak na prawdę nikt nie porwał, tylko biedaczka wpadła do magicznego kuferka... No i nie-bajki. Płyty Perfectu... To były czasy..
OdpowiedzUsuń;) świetna ta śruba musi być :) możemy razem szukać ;D
OdpowiedzUsuńA o tym zaklęciu znalazłam takie coś:
Deprimo – jest to zaklęcie, które tworzy bardzo silny wiatr. Może osłabić lub złagodzić różne rzeczy, używany do oderwania obiektów.
;)
Pozdrawiam :)
@Mała Mi zobacz a w moim cytacie z zgwiazkda deprimo zrobilo dziure ;) coraz bardziej mi sie to zaklęcie podoba ;)
OdpowiedzUsuńJejku, widze, ze nie tylko ja sluchalam plyt jako dziecko. To byly czasy... Do dzisiaj jak widze okladki plyt z tych dzieciecych wspomnien to sie lezka kreci w oku ;)
Strasznie Wam dziekuje za komentarze o dziecinstwie, milo bylo poczytac i samej cofnac sie do tamtych czasow...
Ach. Przypomniałaś mi o bajkach na adapterze. I jeszcze rzutniku z bajkami w rolkach :). Jej, ciekawe czy gdzieś się jeszcze czai na strychu.
OdpowiedzUsuńpamiętam bajke o zaczarowanej kaczce - super!
OdpowiedzUsuńzazdroszczę, mnie w domu nie chcieli zostawić, musiałam lezakowac w przedszkolu
Śrubka jest genialnym wynalazkiem! A chętnych do regulowania uuu uuuu :))) Sama bym chciała mieć taką śrubkę;)
OdpowiedzUsuńRzutnik - faktycznie, chyba 'Ania'... Robiliśmy sobie kina z siedzeniami w postaci poduch ściąganych w tym celu z kanapy.
OdpowiedzUsuńA stos takich płyt miałam u babci... Przedszkole? TFUUUUUU ;-)
OdpowiedzUsuńByć przedszkolakiem, brzmi dumnie ;-)
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam, że mi dziewczynki zawsze pomagały buciki zawiązywać. Wiły mi się te sznurówki w palcach jak dżdżownice, brrr, nijak nie szło ich przeplatać.
przedszkole czyli chowamy jedzenie po kieszeniach:))))
OdpowiedzUsuń@Czekoczyna - teraz pomyślałam, że masz całkowitą rację, że nie da się żyć "bez klucza do domu"... Życiowa prawda.
OdpowiedzUsuńSznurówkową technikę wiązania szybko załapałam i wiązałam kolegom ;P Ale to standard, w pewnym kwestiach męskie palce są takie niezgrabne nieporadne :]
Rzutnika z rolkami nie kojarzę. Pamiętam za to rzutnik ze zdjęciami, na których oglądałam moją mamę w wieku młodszym pewnie niż ja teraz. TO był dla mnie wtedy taki magiczny świat młodości mojej mamy. Uwielbiam do tego wracać. Może uda się w święta powtórzyć taki seans zdjęciowy?