Niewiele potrzeba mi do szczęścia.
Słońca czasem, a niekiedy nocnej śnieżycy, butelki wina białego półwytrawnego i kogoś do rozmów, do śmiania się i do płaczu, pączka, miękkiej poduszki, koronkowej bielizny, ciepłej zupy i nigiri od czasu do czasu. I dobrej książki, którą się czyta pół nocy albo nawet do rana. Kawy z pianką i kaloszy na deszcz. I merdania psiego ogona. I kociego miauczenia. Ciepłej czapki i parasola, biletu na pociąg tam, gdzie dobrze będzie, gorącej kąpieli w wannie pełnej piany i tlącego się płomienia świecy. Krajobrazów karmiących zaślepione miastem oczy i muzyki, której melodię nuci się robiąc kolację dla Niego. Orzeszków laskowych, ptasiego mleczka i chusteczek do łez otarcia. I internetu bezprzewodowego. I schabowego na niedzielny obiad u mamy. Sziszy na tarasie, letnich rozgrzanych słońcem wieczorów i imprez, które kończą się śniadaniem w Lemonie. I żeby widzieć i czuć więcej...
Czerp radość jesienią!
Hm, coś czuję, że ta lista pod tytułem "niewiele" jest w rzeczywistości o wiele dłuższa, ale zachcianki w sumie bardzo miłe ;-)
OdpowiedzUsuńPrzyłapałeś mnie ;) jeszcze kilka rzeczy by się uzbierało do kolekcji. Ale generalnie niekoniecznie wielkie i spektakularne zdarzenia potrzebne są do szczęścia.
OdpowiedzUsuńŚniadania w lemonie po nieprzespanej nocy rządzą :))
OdpowiedzUsuńRządzą, najbardziej latem :] wtedy to my budzimy dzień, a nie dzień nas ;)
OdpowiedzUsuńMlask! Bardzo podoba mi się i lista i zdjęcie pod nią, podpisuję się, też chcę. :)
OdpowiedzUsuń