Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wino. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wino. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 stycznia 2011

Wtorek to już przedśrodek.

A to oznacza nie mniej i nie więcej tylko tyle, że jutro środa a później już niemalże weekend. Niemalże niestety trwa cały czwartek i piątek, ale z tym już nic się nie da zrobić.

Co się zmieniło? Otóż wiele.
Z całych sił po powrocie do domu nocą ciemną staram się nie padać na nos i nie zasypiać w pół słowa. Z drugiej strony staram się nie chodzić spać o 2 w nocy, bo następnego dnia przestawianie budzika i 15 razy nie pomaga. To znaczy, nie oszukujmy się, za pierwszym razem to ja i tak nie wstaję. Ba, nawet nie przyszłoby mi to do głowy. Mój Ulubiony ma taką manierę, że na poranne budzenie nastawia dwadzieścia budzików, wiedząc doskonale, że dopiero koło dziesiątego zacznie cokolwiek słyszeć. Korzystam z Jego uprzejmości i sama również pozwalam się kilku pierwszym wykrzyczeć. W dłuższej perspektywie możliwe, że dostanę od tego nerwicy porannej, ale póki co daje mi to jakieś 12 do 20 minut więcej! Opłaca się.

A wczoraj wieczorem, dla relaksu, zmierzyłam się z butlą grzanego wina. Pyszne było niesamowicie! Ululałam się nim i padłam nagle, jak pijany marynarz po upojnej nocy z portową dziewką. Dzisiaj zrobię powtórkę.


poniedziałek, 22 listopada 2010

Nic nie czuję. 

Nie wiem skąd te zmiany, ale wszystko z dnia na dzień wygląda inaczej. Jeszcze parę dni temu zalałam się łzami, bo postanowiliśmy spotkać się w innym czasie, nie teraz. I naprawdę szczerze wtedy płakałam ze smutku i z tego całego dramatyzmu pożegnania. A teraz?  Kurwa, czy ja nie mam uczuć? Nie tęsknię, nie czekam niecierpliwie na sygnał smsa, nie myślę i nie zastanawiam się. I to nawet nie chodzi o tego bruneta poznanego w piątek, bo ja zawsze dla miłości, zauroczenia, zrywu serca wszystko rzucałam. Coraz mniej czasu zajmuje zapominanie o tych wspólnych chwilach, ale dlaczego przychodzi mi to tak łatwo. Coraz łatwiej za każdym razem... Może to nie to? Więc dlaczego jeszcze chwilę temu tak dobrze smakowało? Naprawdę Cię polubiłam i kto wie, co mogłoby się wydarzyć...

Stałam wczoraj w nocy na tarasie z kieliszkiem wina w ręce i nie myślałam o Tobie, jak to byłam zwykła kiedyś robić. Myślałam o sobie, o przyszłości, o marzeniach i najbliższych dniach. A potem poszłam do kina. Dlaczego nie myślałam o Tobie? Dlaczego już nie czuję zazdrości, zobowiązania czy przywiązania? Dlaczego nawet jeśli myślę o miłych, wspólnych chwilach z Tobą, to wcale nie chcę obudzić się obok Ciebie rano. Bo lubię swoją wolność, moją przestrzeń i nie chcę teraz nikogo do niej wpuszczać. I chcę mieć całe łóżko dla siebie i rano sama wypić sobie kawę słuchając Tracy Chapman.

Nie chce mi się bawić teraz w związki. Nie chce mi się wierzyć, ufać, kochać i bawić się w ten cały syf prowadzący niezmiennie do złamań otwartych serca. Lubię Twój uśmiech, ale czy to nie mało?      


niedziela, 14 listopada 2010

Stoję teraz na tarasie, nad głową mam bezchmurne niebo koloru atramentu i błyszczącą połówkę księżyca. I wprawia mnie to w niemy zachwyt. Uwielbiam takie wieczory, spokojne, lekko gwiaździste, ciche, kiedy jest się poprostu tu i teraz...
Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie. Zawsze stojąc pod tym bezmiarem granatu przychodzi mi na myśl ten cytat. To niesamowite uczucie, kiedy niemalże staję się częścią tego kosmicznego krajobrazu. Pamiętam, jak jeszcze niedawno stojąc na plaży w całkowitej ciemności, otoczona milionem gwiazd i szumem morskich fal, nie myślałam o niczym, poprostu byłam... Mało jest takich momentów, kiedy przestaje się myśleć i zaczyna się tylko czuć, czuć całym sobą. Każde wrażenie staje się takie wyraźne i intensywne.
Kiedyś na takiej plaży usłyszałam najpiękniejsze, najmocniejsze i najpoważniejsze słowa, jakie kiedykolwiek mogłam usłyszeć. To było niesamowite, zaczarowało mnie nieodwracalnie, raz na zawsze, nawet jeśli trwało niewiele dłużej niż do wschodu słońca.    
Brakuje mi tych letnich przegadanych nocy, smakujących winem i grzankami. I tego ciepłego powietrza. I sierpniowych spadających gwiazd przywołujących na myśl te wszystkie marzenia czekające na swoje spełnienie. 
Trochę za często słyszę ostatnio kocham... A tak naprawdę co to znaczy? Czy trwa dłużej niż ta chwila? 

Czuję burzę w powietrzu. I, szczerze mówiąc, nie mogę się jej już doczekać... 


Kawa sama podsuwa swoje wróżby ;)




czwartek, 14 października 2010

F.U.C.K.

Dzisiejszy wieczór sponsoruje słówko fuck oraz desperados. Na trzeźwo myślenie średnio mi idzie, bo nic z niego nie wynika, więc postanowiłam się poradzić Pana Desperadosa. Miał być Pan Wino, ale nie było mojego ulubionego, którego porad lubię najchętniej słuchać. 

No więc miałam okazję przyszaleć. Puścić wodze i pozwolić koniom prowadzić po wyboistej drodze. Przecież czasem tak można, prawda? Zrobić coś szalonego/głupiego/niespodziewanego/nie myśląc o tym, co będzie... Mogłam wrócić do tego, za czym tęsknię i rozsmakować się w tym raz jeszcze. Mogłam śmiać się, pić wino i nie myśleć o poranku. Wogóle nie myśleć o jutrze. Bawić się tą chwilą i wziąć z niej wszystko dla siebie, nie dzieląc się tym z nikim.  

I powiedziałam nie. Poprostu nie. Cholera, nie dlatego, że nie tak chciałam, bo wolałabym krzyknąć tak! Z całych sił pragnęłam zanurzyć się w tym raz jeszcze, poczuć to ciepło, tą bliskość, intymność... jak mi brakuje głupiego spojrzenia, dotyku i tego uśmiechu... Ale powiedziałam nie
Bo wiedziałam, że rano się obudzę, bajka się skończy, a rzeczywistość oślepi mnie swoją stanowczością. Ma niestety inne plany. Źle mi z tym, co jest teraz, ale nie chcę wracać do tego, co było.
A tak chciałam, żeby całował moje ramiona...

Marzą mi się gorące wakacje, plaża, szampan w ręku, kiedy w ciemną gwiaździstą noc można beztrosko wykąpać się w morzu. Nie myśląc o jutrze, ani o wczoraj. Jest tylko tu i teraz. Jesteśmy my. Zakochani, bez żadnych pytań czy wątpliwości... Jest zimny październikowy wieczór, nie ma nas...