obiema rękami podpisuję się pod stwierdzeniem, że ogłupia i zaślepia.
odmóżdża i powoduje mentalny regres. upadek racjonalności.
a do tego rozleniwia. błogo i beznadziejnie.
sobota spędzona na kanapie w objęciach czułych słówek.
w niedzielę patrzymy sobie w oczy uśmiechając się wieloznacznie.
jest sobota weekend rano, a za chwilę niedziela wieczór.
w między czasie nie wydarzyło się nic, choć tak naprawdę działo się wiele.
wskazówki zegara zatrzymane w miejscu
w mieszkaniu z ładnym widokiem.
nie lubię podwójnego życia
z kopią swojej kosmetyczki, szczoteczki, zapasowym outfitem oraz miejscem po lewej stronie nie swojego łóżka.
gubię się w nim i tracę z oczu priorytety.
A i tak w poniedziałek rzeczywistość staje się ważniejsza od weekendowej fikcji,
Alicja też bywała po obu stronach lustra,
jadła ciastka, piła kolorowe drinki z fantazyjnych buteleczek i widziała rzeczy, których nie ma,
ale kiedyś musiała wrócić do siebie.
więc stoję na miło skrzypiącym parkiecie mojego em w ulubionej okolicy,
które miało być idealnym azylem na weekendy, których teraz raczej w nim nie spędzam.
zapalam światło, świeczki, włączam leniwie sączącą się muzykę, na którą w weekend nie było czasu,
rozpakowuję walizki
i zastanawiam się
jakim cudem większość ostatnich 2 dni spędziłam w okolicy łóżka trwoniąc czas,
skoro w tygodniu każde 5 minut wykorzystuję na 150% normy?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kobieta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kobieta. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 6 stycznia 2013
wtorek, 27 listopada 2012
dzisiaj już nic...
Z moimi byłymi zazwyczaj łączyły mnie relacje z pogranicza normalności i szaleństwa.
To było jak wzajemne rozszarpywanie się na kawałki.
Miłość, zazdrość, nadmiar emocji, których nikt nie był pewien.
Ani w stosunku do siebie nawzajem, ani siebie samego.
Miłość fanatyczna, niepewna, niebezpieczna.
Miłość fanatyczna, niepewna, niebezpieczna.
Wzloty i upadki.
Dzikie kłótnie i seks na zgodę.
Pakowanie walizek i wracanie do siebie po raz setny.
Do znudzenia.
Z miłości. Z przyzwyczajenia. Ze strachu.
Do znudzenia.
Z miłości. Z przyzwyczajenia. Ze strachu.
Mieszanka emocjonalna nafaszerowana winem, niedojrzałymi uczuciami i Bóg wie czym jeszcze.
Albo szatan.
Poznawałam księcia, a życie bez ceregieli weryfikowało moje wyobrażenia.
Pierwsza randka, pierwszy pocałunek i pierwsze zniechęcenie.
Złota klatka albo wolność dzielona na zbyt dużą liczbę osób.
Dostawałam szału nie mogąc na kogoś liczyć.
Dając lojalność oczekiwałam wszystkiego.
Albo niczego.
Wcześniej czy później kończyło się. Na niczym właśnie.
Zawsze dochodzi się do momentu, w którym jeśli nie można być razem,
Trzeba odpuścić.
I nie patrzeć na to, czyja to wina.
Kilka razy pragnęłam kogoś.
Z jednej miłości wpadałam w drugą.
Zachłannie i bez względu na wszystko.
Histerycznie i bez sensu.
Tworząc tandetną scenerię plastikowych amorków prosto Chin,
Które strzelały swoimi małymi strzałami na oślep.
Chwilę później wiedziałam, że nie ma sensu...
Poranki najlepiej weryfikują uczucia.
Budzisz się obok kogoś i wiesz.
Po prostu wiesz, czy masz ochotę wstać i zrobić mu najlepsze śniadanie na świecie
Czy wyjść i zamknąć za sobą drzwi.
Wtedy wiesz, czy jedyne miejsce, w którym nie chcesz być,
To jest to właśnie, w którym jesteś.
Łatwo jest się zakochać.
Spotkać kogoś, spojrzeć mu w oczy i sprawić, by świat zawirował.
Dużo trudniej jest być razem.
W szarej codzienności, porannym zaspaniu i popołudniowym zniechęceniu
Być najwspanialszą kobietą, najczulszą partnerką i najlepszą kochanką.
Z moimi byłymi dzisiaj łączą mnie dobre relacje.
Lepszymi jesteśmy znajomymi, niż partnerami,
Bez względu na to, jak dobrymi byliśmy kochankami.
Mylenie seksu z miłością prowadzi do tego tylko,
Że seks staje się beznadziejny.
Pierwsza randka, pierwszy pocałunek i pierwsze zniechęcenie.
Złota klatka albo wolność dzielona na zbyt dużą liczbę osób.
Dostawałam szału nie mogąc na kogoś liczyć.
Dając lojalność oczekiwałam wszystkiego.
Albo niczego.
Wcześniej czy później kończyło się. Na niczym właśnie.
Zawsze dochodzi się do momentu, w którym jeśli nie można być razem,
Trzeba odpuścić.
I nie patrzeć na to, czyja to wina.
Kilka razy pragnęłam kogoś.
Z jednej miłości wpadałam w drugą.
Zachłannie i bez względu na wszystko.
Histerycznie i bez sensu.
Tworząc tandetną scenerię plastikowych amorków prosto Chin,
Które strzelały swoimi małymi strzałami na oślep.
Chwilę później wiedziałam, że nie ma sensu...
Poranki najlepiej weryfikują uczucia.
Budzisz się obok kogoś i wiesz.
Po prostu wiesz, czy masz ochotę wstać i zrobić mu najlepsze śniadanie na świecie
Czy wyjść i zamknąć za sobą drzwi.
Wtedy wiesz, czy jedyne miejsce, w którym nie chcesz być,
To jest to właśnie, w którym jesteś.
Łatwo jest się zakochać.
Spotkać kogoś, spojrzeć mu w oczy i sprawić, by świat zawirował.
Dużo trudniej jest być razem.
W szarej codzienności, porannym zaspaniu i popołudniowym zniechęceniu
Być najwspanialszą kobietą, najczulszą partnerką i najlepszą kochanką.
Z moimi byłymi dzisiaj łączą mnie dobre relacje.
Lepszymi jesteśmy znajomymi, niż partnerami,
Bez względu na to, jak dobrymi byliśmy kochankami.
Mylenie seksu z miłością prowadzi do tego tylko,
Że seks staje się beznadziejny.
sobota, 24 listopada 2012
wczoraj. dzisiaj. kiedyś.
Odkąd jest TERAZ wiele się zmieniło.
Już prawie zapomniałam o starych, złych miłościach.O nocach bez celu i końca
I porankach zbyt wczesnych,
Które jasnym światłem brutalnie wdzierają się w pijane źrenice.
O tym, jak to jest udawać uczucia i zasypiać w obcych ramionach,
Które rankiem są jeszcze bardziej nieznajome, niż wieczorem.
I w gruncie rzeczy budzą raczej strach i obrzydzenie.
O górnolotnych słowach, które pięknie brzmią i nic nie znaczą.
Kochać na siłę, pomimo, na przekór, bez powodu i bez sensu
Są rzeczy, które budzą mnie w nocy i przypominają te dni
W które z uśmiechem na ustach
Sztucznie podtrzymywanym kolejnymi kieliszkami czerwonego wina,
Istniałam.
I pustkę.
Głupią, bezdenną, przerażającą pustkę w głowie, w myślach, w sercu.
I tak cieszy mnie, że to szaleństwo się już skończyło.
Choć nigdy nie wiemy, czy jesteśmy wystarczająco szczęśliwi...
Czy za rogiem nie kryje się bonusowa wartość szczęścia,
W poszukiwaniu której warto kolejny raz ryzykować, szukać i próbować.
ps. Nadal czytam Bukowskiego. To jak rozdrapywanie starych ran.
sobota, 9 października 2010
Balonowy niedosyt.
W temacie balonów mam totalną głupawkę. Pamiętam siebie, jako małą dziewczynkę w białych podkolanówkach i dwóch kucykach z kokardami, która podekscytowana idzie w pochodzie 1szo majowym i niesie balona w kształcie zająca, na takim zakręconym drucie. Szał! Balon był zwykły, gumowy, czerwony, miał dwoje uszów - jak to zając. Nic specjalnego, a odcisnęło piętno na całym moim życiu! Współczesne balony napełniane helem to dla mnie ferrari w segmencie dmuchanych gadżetów dla dzieci. Ile razy widzę takie - tyle razy tracę rozum. Totalnie beznadziejna sprawa w przypadku osoby w moim wieku. Liczę, że po 50tce wyrosnę z tego lub wcześniej mi się znudzi. No, ale do 50tki to jeszcze kawał czasu...
Nie wiem o co z tymi balonami chodzi - czy to kwestia tego, że one tak beztrosko powiewają sobie na wietrze i można się tą ich wolnością bawić? W końcu jedyną użytecznością balona jest to, że ładnie wygląda i dynda sobie w powietrzu, całkowicie zależny od wiatru i chwytności naszej ręki. Wyrwany z ręki robi tylko fruuuu do nieba i tyle. Nie wiem też, co jest bardziej zachwycające, czy ta poskromiona balonowa wolność ograniczona długością sznurka czy właśnie jego swobodne dryfowanie po błękicie nieba w nieznane. Może właśnie w tej balonowej bezużyteczności jest cała frajda?
Przyszło mi na myśl, że delikatny balon jest alegorią naszego życia, ale to już takie profesjonalne filozofowanie, więc dzisiaj tego wątku nie pociągnę.
W każdym bądź razie spacery po Polu Mokotowskim nieodłącznie kojarzą mi się z watą cukrową (rzadko sobie odmawiam - jak dziecko, no jak dziecko...) i balonami właśnie.
I dzisiaj dostałam swojego własnego balona! (po jakichś, powiedzmy 4 latach marudzenia na widok każdego balonika trzymanego w dziecięcej rączynie). Opłacało się!
Kurcze, jak fajnie jest sobie iść z takim Hello Kitty powiewającym na wietrze, totalnie bez celu, bez sensu, bez żadnych zobowiązań, poważnych myśli w głowie, skupiona uśmiechem na balonie... Poprostu iść sobie i ciągnąć za sznurek uczepiony na drugim końcu kawałek foli wypełnionej helem, a później usiąść sobie na trawie i przesiedzieć kilka chwil za długo gapiąc się jak toto dynda sobie głupkowato na wietrze.
Podobno należy pielęgnować dziecko w sobie...
Sesja balonowa przy tej okazji była. A jakżeby inaczej? Wszak, w moim wieku, nie codziennie dostaje się balony.
wtorek, 5 października 2010
Poka cycki!
Jest wiele rzeczy, które mnie w kobietach dziwią, a jedną z nich jest ogromna potrzeba pokazywania cycków. Tak wiem, aby być politycznie poprawna powinnam powiedzieć biust. Ale mówię cycki, z wielu względów.
Jedne panie mają się czym pochwalić i faktycznie nawet przyjemnie popatrzeć sobie na ich walory. Inne jakby mniej mają się czym przyszaleć. Pokazywać jednak większość chce.
Jedne panie mają się czym pochwalić i faktycznie nawet przyjemnie popatrzeć sobie na ich walory. Inne jakby mniej mają się czym przyszaleć. Pokazywać jednak większość chce.
Nie, nie jestem pruderyjną, zgorzkniałą, brzydką larwą w przetłuszczonych włosach, chociaż wiem, że tak byłoby łatwiej. Nie jestem też amiszką. Nie razi mnie nagość, wręcz lubię ją celebrować. Ale żeby z tym od razu do gazet biegać, na naszą klasę czy inne fejsbuki?
I właśnie od tego momentu zaczynają się moje pytania. Bo przecież piękno jest względne. Tak jak niejednemu zakochanemu mężczyźnie, który zarzeka się, że cellulit jest fe, będzie oszałamiająco podobać się jego kobieta z nogami jak u słonicy - nie tylko pod względem wielkości, ale także faktury. I tak samo, niejeden miłośnik ogromnego matczynego biustu będzie co wieczór namiętnie zanurzał się w biuście opatrzonym na poniższym obrazku opisem rodzynki, względnie wisienki.
Tak to właśnie bywa w życiu, że nie raz zarzekamy się bijąc w pierś i plując przez ramię, a później wychodzimy na idiotę. Właśnie dlatego miłośnik arbuzów, choć nie raz tęsknie westchnie na widok takowych mijanych na ulicy, to i tak wie, że najlepiej pod słońcem mu z jego cytrynkami u boku.
Myślę sobie, że faceci preferencje swoje mają, ale koniec końców można negocjować. Natomiast z kobietami to już inna sprawa. Właśnie szukam w głowie konkretnego przykładu, gdy kobieta jest poprostu zadowolona ze swoich piersi. Nie znam nikogo, poza mną, of kors. Te z małymi narzekają, że są za małe. Te z dużymi - że za duże. Wariactwo. Małych nie widać, duże za bardzo wiszą - nie dogodzisz. Pół biedy, jak narzekania są dyskretne, ale jeśli ten detal staje się życiowym problemem, o którym wiedzą wszyscy, począwszy od mamy i babci, poprzez sąsiadki i koleżanki z pracy, na własnym osobistym mężczyźnie kończąc - to mamy żenadę na całego. Zwłaszcza w temacie mężczyzny. Bo sąsiadki, koleżanki i inne damy płci pięknej, to i tak suchej nitki przeważnie na rywalce nie zostawią. Kobiety mają już tak genetycznie, i raczej nic tego nie zmieni, że choćby i piękna była i miła była, to i tak coś złego w niej znajdą. I wyolbrzymią do stosownych granic. A niech ma za swoje, jeszcze by się mogła mojemu facetowi spodobać, jeszcze mogłaby lepiej wypaść niż ja, trza krowę ustawić w szeregu.
Ale jeśli mój facet nie może się w nocy normalnie kochać przy zapalonym świetle, jak ma ochotę, bez fiszbinowych rusztowań i umocnień, co by ciało zwarcie do kości przylegało, a każdy posiłek lub jego brak kojarzy się z cellulitem na pupie czy oponce na brzuchu - to odrobinę słabo.
Ja to wogóle jestem zdania, że kobieta musi być atrakcyjna i kusząca, musi mieć czym tego swojego mężczyznę dzień w dzień czarować. Ale czarować to nie znaczy rzucać klątwę cellulitową na całe wspólne życie...
Z tym, że ja to mam w tych tematach dość staroświeckie poglądy. Nie wzięłabym swojego mężczyzny do fryzjera, żeby patrzył na mój proces robienia się; niekoniecznie chcę, żeby mnie widział w maseczce (no, chyba że robimy wspólnie jakiś pieprzny maseczkowy wieczór - wtedy mogę mieć maseczkę wszędzie); nie wyobrażam sobie odpuścić mycie włosów, ciała, czy robienie makijażu, tylko dlatego, że mam urlop. Taka już jestem zasadnicza w tych kwestiach.
A wracając do parcia na szkło. Kiedy miałam kilka lat mniej, powszechne było eksponowanie pewnych części ciała przez dziewczynki na różnego rodzaju serwisach. Niektóre trzymały się pewnych granic, a inne sprawdzały w praktyce moment, od którego zaczyna się pornografia, stając się często piczonem. Niektóre z bycia piczonem wyrosły, inne nie i dzisiaj możemy je podziwiać na blogach poświęconych tej tematyce. Wiadomo jednak, że młodość i głupota często idą w parze, więc można przymknąć oko i uznać to za element poznawania swojej kobiecości - zjawisko czasem żenujące, ale konieczne. Co robić.
Ale jeśli takie rzeczy dzieją się dzisiaj, z moimi równolatkami, żonami nierzadko, to uczucie zażenowania niezmiennie mi towarzyszy.
Ja wiem, że presja na kobiety jest ogromna, a cycki są wszędzie. W gazetach, w internecie, w telewizji. Wszyscy je pokazują, dostają za to brawa, są na pierwszych stronach, a plebs krzyczy więcej!. Jest pobyt - jest podaż i mamy więcej cycków. Społecznie już nie ma problemu, żeby licealistka się rozebrała dla Playboy'a, a koledzy z klasy sobie później rozkładówkę pooglądali, nie myśląc przy tym o matematyce. Tutaj przynajmniej jednak można liczyć na photoshopa i wszystko wygląda ładnie i jest na swoim miejscu. Nie chcesz - nie patrz, gazeta kosztuje, więc zawsze parę groszy w kieszeni zostanie. Ale czasem widzisz zdjęcia swojej koleżanki po takiej amatorskiej sesji i nawet nie drażni Cię ten śmieszny niurek, jaki robi prężąc się przez aparatem, nawet nie masz za złe fotografowi, że nie walną po plerach, żeby się nie garbiła. Ale patrzysz i myślisz sobie, dlaczego jej biust jest pod pachami? Ja wiem, że tam jest jego miejsce, ale gazety mnie przyzwyczaiły, że grawitacji czasem nie ma, a tu patrzę i widzę coś, na co nie byłam przygotowana. Spotykam później tą samą koleżankę, niby ma sweterek, ale ja nadal szukam tych piersi pod pachami. I mam wizualizację, że jeśli odpiąć biustonosz to one się tam, pod tymi pachami, natychmiast znajdą!
I nie ma, że możesz nie patrzeć. Właśnie musisz, bo Twoja koleżanka postanowiła Cię swoim widokiem uraczyć. Za darmo.
Cycki przestały być erotyczne, przestały być czymś, kurcze, tajemniczym. Czytam sobie na Onet.pl, że z Top Model odpadła pierwsza uczestniczka, mimo, że jako pierwsza cycki pokazała. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Jury niedobre nie doceniło tego aktu odwagi i powiedziało 'papa'. Ale nie martwmy się, bo już za chwilę z pewnością zobaczymy koleżankę w Playboy'u. I tak jak do Frytki przylgnęła wanna, choćby zmieniła milion imion, nazwisk, nicków i pseudonimów scenicznych, tak samo ona już zawsze będzie cyckami. Ja o niej zapomnę, Wy o niej zapomnicie, ale wystarczy powiedzieć, że to ta od cycków i będzie wiadomo, o kogo chodzi.
Moim zdaniem miała do zaoferowania coś znacznie więcej, niż cycki. Nie warto było, choć Playboy pewnie dobrze zapłaci.
Jakiś czas temu trafiłam na serwis, na którym promują się młode matki w ciąży. Pomijam sens takich galerii i fakt, że gdyby mnie ktoś wcześniej przezornie uprzedził co mnie czeka, to darowałabym sobie jakiekolwiek jedzenie przed tą lekturą. Ale stało się, widziałam, dziękuję bardzo. Przyszłe matki w wieku nastu lat, bardzo młode... Buzie dzieci, przeważnie kamuflowane ostrym blondem na głowie, brzuchy - dorosłych kobiet. 90% tych zdjęć było nagich, względnie pół nagich, w zasadzie wszystkie ocierały się o erotyzm, część była pornograficzna... To się tak bardzo kłoci, to dziecko w brzuchu i te pozy, ta pustka w głowie...
Zaczęło się od cycków, skończyło się na małoletnich w ciąży, ale tak naprawdę to od jednego do drugiego nie jest długa droga. Trzeba mieć naprawdę solidne podstawy, które imho wynosi się z domu, żeby na nich budować siebie samego. Bez pokazywania cycków.
Biusty są fajne, ale jeśli zdefiniujemy siebie tylko w odniesieniu do nich, to nikt w nas nie zobaczy nic więcej. A cycki przeminą. Pójdą w dół, pod pachy i sflaczeją.
piątek, 1 października 2010
Być kobietą.
Historykiem nie jestem, ale myślę sobie, że są na tym świecie rzeczy, za które powinniśmy być wdzięczni kobietom:
1. Edith Piaf śpiewająca Non, je ne regrette rien...,
2. Marilin Monroe i jej Diamonds are a girl's best friend,
3. Maria Skłodowska-Curie z własnym, osobistym Noblem,
4. Księżna Diana, której udało się niemożliwe - uczynić bardziej ludzkim skostniały wizerunek Monarii Brytyjskiej,
5. Caryca Katarzyna II - ówczesna baba z jajami, wielki polityk, okrutna w rządach proporcjonalnie do wielkości swoich wpływów,
6. Królowa Wiktoria - ma nawet swoją własną epokę wiktoriańską, za jej długiego panowania Wielka Brytania rozkwitła wszelako,
mamy też lokalnie: pyskatą Dodę, dystyngowaną Panią Kwaśniewską, Martynę na końcu świata i Agnieszkę Holland w holiłud.
Ale i tak, koniec końców, jak się jednego z drugą zapyta, czyim obowiązkiem w rodzinie jest zrobić obiad, każdy automatycznie wskaże Panią Domu. Bo kobieta ma dać jeść - nieważne, czy chodzi o cyca pod nos, czy, już później, talerz pod nos
Bo Pani Domu rządzi w kuchni, a Pan Domu - O! to już zaszczytne stanowisko Pana i Władcy.
A więc drogie Panie, pamiętajcie:
Śmiechy śmiechami, ale to historia stworzyła takie obrazki, we współczesnej wersji Żon ze Stepford. Społeczeństwo kultywowało takie myślenie, a matki uczyły swoje córy, że tylko postawione obok mężczyzny cokolwiek znaczą... Dzisiaj, we Francji, zakazuje się noszenia burek, jako narzędzia ucisku kobiet przez mężczyzn. Czy słusznie? Czy faktycznie są one wyrazem uprzedmiotowienia? Czy miejsce kobiety jest w kuchni czy na zebraniu zarządu Wielkiej Firmy?
Takie małe współczesne dylematy.
Ps. Nie jestem feministką. Lubię dostawać kwiaty; lubię być przepuszczana w drzwiach; lubię, jak się facet domyśla i nie przepadam za gotowaniem.
poniedziałek, 27 września 2010
Naturalność.
Czasem, przeglądając kobiece artykuły i publikacje, zastanawiam się na tym, co to znaczy być kobietą? W moim odczuciu to być zlepkiem atrybutów, które, w zależności o ich jakości, definiują konkretną kobietę. Przypuśćmy, że mija nas Pani o włosach koloru blond, dużym dekolcie, wysokich szpilkach i napompowanych ustach. Automatycznie postrzegamy taką osobę przez pryzmat zakodowanych w głowie stereotypów. Obraz, jaki przytoczyłam, jest bardzo skrajny, ale na przejaskrawionych przykładach najłatwiej jest opowiadać historie.
Te kobiece atrybuty, jak je nazwałam, to elementy układanki, szczegóły, które tworzą i definiują całą postać. Biust, kolor i długość włosów, tipsy bądź ich brak, botoks w różnych częściach ciała, a także sposób ubierania się: wyzywający, seksowny, bazarowy czy elegancki - to zakodowany przekaz, wysyłany z jednej strony przez osobę obserwowaną, ale też odczytywany przez obserwatora. Kwestia inteligencji, sposobu bycia jest oczywiście bardzo ważna, jednak dopiero na kolejnych etapach znajomości. Na samym początku chodzi jednak poprostu o zwrócenie uwagi. I tak czasami wartościowe kobiety, wydają się być 'poza zasięgiem' dla faceta, bądź też, zostają przez nich niezauważone. Z drugiej strony starszą siostrą lalki Barbie pewnie nie zainteresuje się mężczyzna z niezłym poziomem IQ, ponieważ czasem jednak porozmawiać ze sobą trzeba. Wszystko zależy, czego się chce od życia. Jest podaż, jest popyt, trzeba tylko się odpowiednio zareklamować i dopasować komunikację do targetu.
Te sygnały ściągnięte są żywcem ze świata zwierzą - patrząc na etykiety, jakimi opisuje się kobieta, zwraca uwagę konkretnych osobników, którzy mogą być nią potencjalnie zainteresowani.
Prosta teoria, wręcz banalna, tak banalna, że jej opisywanie naukowymi słowami trąci przerostem formy nad treścią. Więc, żeby nie było tak łatwo, wszystko komplikuje moda. Nakręcana przez media, społeczeństwo, a także same kobiety. Wiadomo bowiem, że duży biust i mocny makijaż na wysokich szpilkach przyciągnie uwagę znacznie większej ilości mężczyzn, niż porcelanowa cera ukryta pod dyskretnym oprawkami okularów. Faceci to wzrokowcy, a kobiety czasem idą na ilość, nie na jakość.
Tutaj oczywiście w grę wchodzi psychologia, bo dziewczyny bez tatusiów mają swoje dylematy, z którymi muszą się zmagać. Te z tatusiami, którzy nie za bardzo się odnaleźli w roli tatusia, również łatwo nie mają. I nie raz przez całe życie, uczą się na własnych błędach, definiują siebie od nowa wciąż poszukując tej odpowiedniej końcowej formy.
A ponieważ świat jest teraz taki, jaki jest, więc zdecydowana większość moich koleżanek zalicza się do którejś z tych dwóch powyższych grup. I każda w zasadzie miała za sobą etap za dużych dekoltów, za krótkich spódnic czy niewygodnych szpilek noszonych całą srogą zimę - bo to zwracało uwagę męskiej części społeczeństwa, a właśnie o tą uwagę i związany z nią wzrost wartości kobiety właśnie chodzi.
I tak koło się zamyka - zainteresowanie mężczyzn jest sygnałem dla kobiety, że jest wartościowa, pożądana i wypada lepiej od konkurencji. A skoro większość mężczyzn zwraca największą uwagę na przejaskrawione atrybuty kobiety, to niejako podkręca to kobiety do powiększania piersi, botoksowania ust czy nakładania tapety na twarz krzycząc całym swoim ciałem 'tutaj jestem!'.
Świat tak jest skonstruowany, że o ile jeden z łóżka plastikowej Barbie nie wyrzuci, to drugi - nie chce budzić się w pościeli pobrudzonej tymże makijażem i chce mieć o czym z tą kobietą, przy śniadaniu i nie tylko, porozmawiać.
I tak dochodzimy do naturalności.
Naturalność to, moim zdaniem, najbardziej przewrotny wynalazek społeczeństwa. Nasze oczy, tak bardzo przyzwyczajone do Photoshopa i idealnych modelek z kolorowych magazynów, akceptują szczególnie tą przerysowaną naturalność- tą nienaturalną naturalność. Trzeba się natrudzić, żeby ją osiągnąć, ona nie jest sama z siebie.
W sieci czy czasopismach dla Pań nagłówki krzyczą: 'jak zrobić naturalny makijaż', 'jak być naturalną', że 'mężczyźni lubią naturalność' i że 'naturalność jest bardzo seksi'!
Teoretycznie te dwa wyrazy 'naturalny' i 'makijaż' powinny się wzajemnie wykluczać, ale tak nie jest! Naturalność we współczesnym świecie, jest tak sztuczna, jak tylko może być! Poprostu do farbowania włosów używa się tylko niektórych odcieni, ubrania powinny mieć odpowiedni krój i fason, a makijaż... no cóż, jego zrobienie zajmuje prawie tyle samo czasu co wieczorowej tapety na imprezę do remizy. Nie wiem, czy nawet nie wymaga większej precyzji.
Naturalność jest iluzją, jest sztuczna i udawana!
Stworzyliśmy definicję naturalnej kobiety, jako jednego z kilku możliwych sposobów prezentowania siebie, i ta sztuczna, wymyślona rzeczywistość zaczęła obowiązywać. I teraz, chcąc być naturalną, trzeba wiedzieć jak (!) i znać sposoby autoprezentowania się.
Pewnie niektórzy zapytają, po co makijaż kobiecie, która chce być naturalna? Jest tylko jedna odpowiedź: bo tak to sobie wymyśliliśmy! Bo kobieta bez makijażu w pracy, w biurze czy na randce to kobieta zaniedbana, która nie zna obowiązujących reguł bycia kobietą w przestrzeni publicznej. Bo bez makijażu naturalna kobieta pojawi się na plaży czy na basenie, ale schodząc z plaży ubiera się znów w swoją naturalność.
Subskrybuj:
Posty (Atom)