Piątek.
Ostatnia prosta.
Lista planów i życzeń na weekend zaczyna się i kończy w okolicy koca.
Zamarzam i odmarzam na zmianę.
Marzy mi się wieczór w głośnym klubie, w oderwaniu od rzeczywistości, jakby jutra miało wcale nie być.
Albo
Spokój, cisza, książka czytana do rana.
Otwieram się na nowe horyzonty i wreszcie czeka na mnie w torebce Palahniuk
Podobno ma mi przemielić mózg jak norweski film z okresu realnego socjalizmu.
Zobaczymy.
Popijam ostatnio rytualnie ajerkoniak do snu, jak ciotka jakaś.
Mam takie miłe wspomnienie z dzieciństwa - czasami mama sączyła go wieczorem z kieliszka.
Do dzisiaj uwielbiam ten intensywny zapach.
A to zdjęcie to karta minionego wieczoru.
Robiłam zdjęcie i myślałam, że to właśnie będzie idealne zakończenie tego tygodnia.
Anerkoniaczek, mówisz? Też lubię ten zapach, ten smak... Chociaż alkoholu zwykle nie piję, nie dużo, to akurat ten rodzaj i tak traktuję bardziej jak słodycz, niżeli coś procentowego. A wspomnienia z dzieciństwa... Cóż, to magia!
OdpowiedzUsuńJa rytualnie co wieczór otwieram puszkę piwa imbirowego. Zaczęłam zastanawiać się nad definicją alkoholizmu ;) Czy to już? Ale alkohol rozgrzewa, a zimę mamy ;)
OdpowiedzUsuńA ja lampeczkę wina... Ech. ;) Dobrze wiedzieć, że Palahniuk mieli mózg, właśnie czegoś takiego szukam. :)
OdpowiedzUsuńJa odcinając się od alkoholu wieczorem stawiam na kubek kakao, czasem z bitą śmietaną, a czasem nawet z Nutellą, ale też jest fajnie.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak Ci minął weekend :)
OdpowiedzUsuńWeekendy ostatnio mijają mi najlepiej :) I najszybciej niestety.
OdpowiedzUsuń