Przepiękne słoneczne południe.
Wołasz na kelnera prosząc o rachunek, a on pyta, czy ma Ci zapisać numer swojego telefonu.
Podoba mi się tu.
Merci to, merci tamto.
Nic nie rozumiem z tego ich francużenia, ale mogę słuchać godzinami.
Jeśli stoisz pięć sekund z mapą w ręce, zaraz ktoś Cię zaprowadzi tam, gdzie trzeba.
Nawet, jak nie chcesz i mówisz, że dasz sobie radę sam.
A służbowo sala jak w onzecie.
Jak pomyślę, że jutro mam tam stanąć na środku i powiedzieć dużo mądrych słów, to omdlewam.
Ale powiem.
A póki co objadłam się muli i opiłam winem.
Mule w winie podano z frytkami - dwie pyszności w jednym daniu. Très bien!
Polski akcent:
Zakupiłam słynne ciasteczka Madeleines, od których podobno zaczyna się akcja Prousta W poszukiwaniu straconego czasu. Koincydencja zdarzeń, bo to właśnie jest kolejna pozycja na liście moich must read. Zachciało mi się jej z polecenia K.Jandy, którą wzięłam ze sobą.
No nie powiem, ze mi zal d... nie sciska :-))))
OdpowiedzUsuńChlon ten Paryz ile mozesz :-)
Pozdrawiam
ulala, magnifique..!
OdpowiedzUsuńi madleeeeeen...
ja za to kocham się w egzotycznej, choć niebywale brudnej Marsylii ...:)
pozdrów ode mnie Montmartre!
Zapachniało "Amelią" - uwielbiam słuchać francuszczyzny :D
OdpowiedzUsuńJeny...
OdpowiedzUsuńZabierz mnie ktoś tam!
Widać, że meiszkańcy sympatyczni ; )
OdpowiedzUsuńPiękny blog. Będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ale Ci tam smacznie, pięknie i słodko :) A jutro staniesz i będzie gut!
OdpowiedzUsuń