Po nocy, która trwała godzinę
W pracy od rana dramaty.
Nawet strzelanie na bąbelkowej folii nie rozładowało atmosfery.
Łzy, krew i pot.
A jutro dzień, w którym trzeba się dużo uśmiechać.
Cobysięniedziało.
Życie w domu wariatów.
Opowiadała mi dzisiaj koleżanka, że jest z facetem, którego nie kocha. Ani dziś, ani kilka miesięcy temu, gdy się spotkali. Poznali się, on nalegał na wspólne mieszkanie, więc zamieszkali ze sobą żyjąc od kłótni do sprzeczki, w których ona wychodzi na zołzę, a on tłumaczy się swoimi stanami. Bez powodu, bez sensu.
I tak Jej słuchałam i w głowie cofałam się w czasie.
Byłam tam i dziękuję.
Jak łatwo można wpakować się w takie bagno, w który tkwić jest źle, ale wyjść z niego wcale nie jest lekko. Traci się tyle pięknych rzeczy, chwil, rozmów, spotkań, ludzi przez tkwienie w takim toksycznym układzie. I można dać sobie zrobić z mózgu papkę, która już nie jest zdolna do przeżywania, a tylko szuka w sobie winy. Mam nadzieję, że poukłada swoje sprawy tak, jak czuje. Pomimo wciąż jak mantrę powtarzającego znowu będę sama.
I co w tym strasznego?
Przerażające jest tracić dni, miesiące, życie...
o tak ...
OdpowiedzUsuńTeż mam czasami wrażenie, że tracę... a czas umyka...
OdpowiedzUsuńOj, trzeba kochać siebie, żeby umieć być samej lub samemu. Niektórzy za cenę własnego spokoju wolą zjadać spod siebie i tapetować stany lękowe, nieważne z kim, ważne, że w ogóle. Masz rację w każdym słowie :*
OdpowiedzUsuńJej, chyba za dużo do stracenia, żeby sobie pozwolić na takie współ-istnienie obok siebie....
OdpowiedzUsuń"znowu będę sama"? a teraz to niby nie jest sama? i to jak dotkliwie!
UsuńPorcelanowa, kłaniam się w pół i witam! ;-)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam się przywitać, bo czytam Cię regularnie od jakiegoś czasu i uwielbiam Twoje notki, Twoje spostrzeżania i sposób widzenia świata.
Dziś się w końcu odzywam, bo też miałam z taką sytuacją do czynienia. Moja przyjaciółka przez ponad 3 lata tkwiła w takim związku. On ją traktował okropnie a ona cały czas go tłumaczyła i wierzyła, że jeszcze się zmieni, że będzie dobrze. Ale nie było. Nic się nie zmieniało. Ona traciła miesiące i nawet lata bojąc się tego cholernego bycia SAMA! Na szczęście w końcu odeszła. A teraz jest na odwrót. Tak bardzo polubiła być sama, że jakoś z żadnym innym jej na razie nie wychodzi, bo każdy kolejny jakiś taki typ że szkoda cokolwiek zaczynać....
Pozdrawiam cieplutko. :-)
Witam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJa po tych wszystkich zawirowaniach miłosnych też się rozkoszowałam singielstwem, aż później nie tak łatwo było się sparować na nowo ;)
Ale jeśli się spotka kogoś, dla kogo warto zaryzykować kolejny raz, to nie ma o co więcej prosić.
Jeny, ten obrazek powalił mnie na kolana!
OdpowiedzUsuń+ świetny blog
zapraszam do mnie na www.mlodakrew.blogspot.com
Ja mam awersję do toksycznych związków potężną, bo tylko takie były moje ("związki" to przesadne określenie). Chwilowe partnerki, które na szczęście opuszczałem tak szybko jak się dało. Ale singielstwo to też beznadzieja jak dla mnie, mnie tam nie cieszą ludzie. Bo większość z nich patrzy na siebie tylko. Jedynie w parze można odnaleźć tę potrzebną do życia drugą osobę, która jako jedyna może przywrócić wiarę w człowieka. Jak kocha się jedną osobę, to kocha się ludzi. I życie ma sens. A nie jakieś bajdurzenie, że samemu jest dobrze. Mi nie jest i zdążyłem już o tym napisać 100 mniej lub bardziej żałosnych wpisów.
OdpowiedzUsuńNie umiem do konca sie z tym zgodzic. Bo lepiej byc samemu niz sie spalac w toksycznej relacji.
UsuńCzasem ma sie juz tak dosc tych negatywnych emocji w zwiazku z druga osoba, ze spokoj bycia samemu wydaje sie byc idealny.
Mysle ze ciezko jest byc samemu, singlem whatev, ale czasem, na jakims etapie zycia, to moze byc bardzo cenne i budujace doswiadczenie.
Najgorzej jak juz by sie chcialo z kims cos budowac, ale nie ma z kim...
Czasami warto pozostać samemu...ale być fair wobec siebie i swoich przekonań...
OdpowiedzUsuńOj straszny taki związek. Nie rozumiem po co się męczyć ze sobą nawzajem...
OdpowiedzUsuń