Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pycha. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pycha. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 listopada 2010

Narcyzm.

Podobno wszyscy jesteśmy narcyzmami. Mamy w sobie zalążki pychy i nonszalancji. Ja swoim czasem pozwalam kiełkować, pod baczną uwagą skromności. Ale całkiem przyjemnie jest nie dać kilku facetom swojego numeru telefonu, karmiąc się słodką świadomością, że gdyby się chciało, to ten wieczór mógłby mieć różne zakończenia...      

A to sobotni poranek.



Lubię mgłę. Lubię ją nocą w lesie i snującą się po polach, wieczorami w parkowych alejkach błądzącą między latarniami, latem lubię ją pieszczącą taflę jeziora. A teraz lubię te mgliste, jesienne poranki z rozmazanym na niebie słońcem.

W knajpach nie można palić. Zupełnie inna atmosfera panuje bez tej mglistej, kawiarnianej atmosfery. Jest lżejsza.  


niedziela, 7 listopada 2010

Strach.

Przeczytałam przed chwilą o tym, jak kruche i ulotne jest życie. Jak w sekundzie zmienia pychę i dumę  w bezsilność i nieporadność. Wiem to przecież, wiem to od zawsze, a za każdym razem to samo odkrycie wstrząsa mną rzucając w jakąś cholerną, przerażającą otchłań strachu o jutro.

I zawstydziłam się. I wstydzę się dalej. Tych swoich błachych problemów, tych banalnych wątpliwości, tych bezcelowych analiz. A przecież żyję. Mogę wstać, wyjść z domu i poczuć chłód deszczu na skórze.     

Znów nie mam przepisu na życie. I tak przeraża mnie ta nieokreślona zmienność, ta nieprzewidywalna potęga w wirach której jestem śmiesznym, suchym liściem na wietrze. Liściem, jakich są miliony. Codziennie toczę tą swoją małą walkę na słowa i czyny, a to takie komicznie bez znaczenia w obliczu prawdziwych ludzkich dramatów.