Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmierć. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmierć. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 października 2012

- wszystko gra -

Nie mam nic do powiedzenia.
Nie ma słów.
Obrazy, które zostają blizną na oczach.
Historie, od których usycham.
Za każdym razem trochę, po trochę.
A życie toczy się dalej.
Na błyszczącej okładce uśmiechnięta buzia w lux makijażu.
Bon ton i szminka w kolorze gimme your love za 274 polskich nowych złotych.
Za jakość się płaci.
A codzienność dzieje się na szarych stronach brukowców,
po lekturze których zostają brudne ręce.
Od tuszu.
Jak dłonie Lady Makbet w ekranizacji Welles'a z 1948 roku.
Czarne od krwi jak od smoły.
To było zanim wynaleziono kolor.
Do zmycia pod ciepłą wodą.
Mydłem o zapachu mandarynki.
Do skóry wrażliwej.
Za jedyne sześć złotych w dyskoncie.
Pies z kulawą nogą i alkoholik, co kiedyś był profesorem.
Matki, które nie kochają i mężowie z mocnym lewym sierpowym.
Dopóki śmierć Was nie rozłączy.
A koty na wsi się topi. Takie życie.

Potworność kreuje się sama czy my jej pomagamy?







wtorek, 16 listopada 2010

W moim bloku mieszkała młoda dziewczyna. Szczupła, miła blondynka, zawsze ekscentrycznie ubrana, przez co zwracała swoją uwagę. Niewiele mogę o niej powiedzieć, w zasadzie znałyśmy się tylko dlatego, że obie miałyśmy psy, a to zawsze skłania do rozmów, choćby sporadycznych i czysto kurtuazyjnych. Często widziałam ją z mężczyzną, nie pamietam już dzisiaj, czy stale tym samym czy z innymi. Piszę to bez żadnych podtekstów, poprostu niesamowite było patrzeć, jak na swój sposób dbali o Nią, zwłaszcza, gdy Ona nie była w stanie zadbać o siebie. Była narkomanką. 

Ostatnio kilka razy zastanawiałam się, co się z nią dzieje, bo nie spotykałyśmy się jak dawniej. Podejrzewałam, że sąsiedzi doprowadzili do eksmisji.

Mijając Ją myślałam zawsze, że jest mi Jej zwyczajnie po ludzku szkoda. Młoda, ładna dziewczyna z najpiękniejszym pitbulem, jakiego kiedykolwiek widziałam, zawsze wesoło merdający ogonem i skaczący koło Niej. Szczęśliwy pies. Czasem prosiła sąsiadów o jedzenie dla niego. Nie wiem, czy to moje psychologiczne spaczenie, ale wydaje mi się, że ludzie sami sobie takiego losu nie wybierają. To zawsze coś złego czy bolesnego, co spotyka ich w życiu, podsuwa środki na uśmierzenie bólu. Szczęśliwi ludzie nie stają się uzależnieni.

Dzisiaj wiem, że nie żyje.          

Miała 29 lat. 

I całe życie przed sobą. Na śmierć nigdy nie ma odpowiedniej pory, ale natrętnie przychodzi mi do głowy myśl, że to za wczesna śmierć, niepotrzebna, beznadziejnie niesprawiedliwa, nieszczęśliwa, samotna.  

Żałuję, że nie dowiedziałam się nawet, jak miała na imię.  


piątek, 15 października 2010

Idzie rak, nieborak...

Jak wiadomo, a jak nie wiadomo - to uświadamiam, październik jest miesiącem, w którym szczególną uwagę medialną i (dobrze by było) społeczną poświęca się tematowi raka piersi. Temat ważny, masowy i bagatelizowany - na ogromną skalę. 

Ludzie już tak mają (nie)poukładane w swoich głowach, że zawsze wydaje im się, że złe rzeczy spotykają tylko innych. Jest to forma atrybucji obronnej, takie uspokajanie własnego strachu, a psychologia definiuje to zjawisko jako nierealistyczny optymizm. Imho nie ma bardziej trafnego określenia. Bo niby na jakiej podstawie tak sprytnie i wspaniałomyślnie przerzucamy złe rzeczy na innych?

W zeszłym roku ta choroba zabrała mi kogoś bliskiego. Raz udało się uciec, niestety nawrót był wyrokiem. Nic tak nie boli, nie rozczarowuje i nie powoduje bezsilnego, niemego krzyku rozpaczy, jak widok kogoś, kto tak bardzo chce żyć a to życie niewzruszone bez litości każdego dnia z niego uchodzi... Na co dzień nie myśli się o śmierci. Ona gdzieś tam jest na finiszu życia, zupełnie od niego oderwana. Zapominamy często, że tak naprawdę jest częścią naszej egzystencji, jest ciągle obok nas, a my nie wiemy nawet ile razy była tak blisko, że prawie czuliśmy na sobie jej zimny oddech. A może nie zimny, ale piekący, palący, może nawet słodki? 

Znam osoby, które zmagają się z tą okrutną, podstępną chorobą. Codzienność badań, lekarze, szpitale, chemia i nadzieja. Raz wszechogarniająca, raz ledwo się tląca... Nie zawsze nadzieja umiera ostania. Częściej ludzie odchodzą pierwsi. 
Dlatego cieszy mnie bardzo rozgłos towarzyszący akcjom przeciwko rakowi piersi. W tym roku wyjątkowo pojawiają się akcje uszyte na miarę targetu, kreatywnie i społecznościowo. 
Chyba zaczęło się od torebkowej akcji na facebooku LUBIĘ NA: Ja lubię na podłodze w przedpokoju. A w pracy na krześle przy biurku. Dwuznaczność zamierzona i obowiązkowa przyciągała uwagę. Żeńska część fejsbukowej społeczności chętnie wzięła w tym udział, mężczyźni trochę główkowali skąd te zmasowane intymne wyznania. Super, naprawdę pomysłowa i aż kłująca w oczy swoją prostotą akcja sama się viralowo napędziła, zmusiła do rozmów, zastanowienia się i, oby!, do badań. I wreszcie wiadomo, gdzie kobiety kładą swoje torebki.


Czy masz obsesję na punkcie właściwych rzeczy? 
Andrew Yang i bodypainting
Kampania Singapurskiej Fundacji na Rzecz Walki z Rakiem Piersi





A to znalezione na vierna.soup.io




A więc drogie i drodzy, badajcie się i namawiajcie do badań swoich bliskich. 
To może być kwestia życia i śmierci.