Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pitbul. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pitbul. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 listopada 2010

W moim bloku mieszkała młoda dziewczyna. Szczupła, miła blondynka, zawsze ekscentrycznie ubrana, przez co zwracała swoją uwagę. Niewiele mogę o niej powiedzieć, w zasadzie znałyśmy się tylko dlatego, że obie miałyśmy psy, a to zawsze skłania do rozmów, choćby sporadycznych i czysto kurtuazyjnych. Często widziałam ją z mężczyzną, nie pamietam już dzisiaj, czy stale tym samym czy z innymi. Piszę to bez żadnych podtekstów, poprostu niesamowite było patrzeć, jak na swój sposób dbali o Nią, zwłaszcza, gdy Ona nie była w stanie zadbać o siebie. Była narkomanką. 

Ostatnio kilka razy zastanawiałam się, co się z nią dzieje, bo nie spotykałyśmy się jak dawniej. Podejrzewałam, że sąsiedzi doprowadzili do eksmisji.

Mijając Ją myślałam zawsze, że jest mi Jej zwyczajnie po ludzku szkoda. Młoda, ładna dziewczyna z najpiękniejszym pitbulem, jakiego kiedykolwiek widziałam, zawsze wesoło merdający ogonem i skaczący koło Niej. Szczęśliwy pies. Czasem prosiła sąsiadów o jedzenie dla niego. Nie wiem, czy to moje psychologiczne spaczenie, ale wydaje mi się, że ludzie sami sobie takiego losu nie wybierają. To zawsze coś złego czy bolesnego, co spotyka ich w życiu, podsuwa środki na uśmierzenie bólu. Szczęśliwi ludzie nie stają się uzależnieni.

Dzisiaj wiem, że nie żyje.          

Miała 29 lat. 

I całe życie przed sobą. Na śmierć nigdy nie ma odpowiedniej pory, ale natrętnie przychodzi mi do głowy myśl, że to za wczesna śmierć, niepotrzebna, beznadziejnie niesprawiedliwa, nieszczęśliwa, samotna.  

Żałuję, że nie dowiedziałam się nawet, jak miała na imię.