Nie widać drzew, chodników, budynki znikają.
Mgła jest wszędzie.
Jakby było tylko tu i więcej nic poza nim. Nic więcej, poza nieznaną próżnią.
We mgle wyraźniej czuć samotność.
Niesamowite wrażenie, nierealne.
Idealna sceneria dla wybujałej wyobraźni.
Więc spacer w czarnym lesie zalanym mgłą wydaje mi się niemalże aktem odwagi.
Fastforward dni.
Ciemne wieczory w ciepłym domu na poddaszu.
Popołudnia są oczekiwaniem na sen.
Niespieszną celebracją ciszy.
Czy można kochać kogoś bardziej, niż siebie samego?
Po co?
Albo kochać siebie najbardziej, kochając jednak kogoś na tyle mocno, aby czuł się kochany?
Czy to nie będzie oszustwem?
Niebezpiecznie jest mieć świadomość obecności drugiej osoby w swoim życiu. Ciągle czuję to zagrożenie i strach. Taki sam, że to się skończy i że będzie trwać...
Kochanie inwazyjne jest...
OdpowiedzUsuńKocham mgłę. Z mgłą jak z czekoladą, im gęściejsza tym lepsza :)
OdpowiedzUsuńA co na to druga osoba? Jest świadoma rozterek?
OdpowiedzUsuńSamotny spacer we mgle,celebracja ciszy-tego właśnie mi trzeba,akurat jestem na etapie "odnajdywania",szukania własnego ja,jednak kiedy nadejdzie moment porozumienia z tą jedyną,drugą połówką będzie wszystko wiadomo,bez zbędnych słów/myśli.
OdpowiedzUsuńCzyżby jakiś lęk przed miłością?Zbyt duży egocentryzm,mało miejsca dla drugiej osoby?Samowystarczalność?
OdpowiedzUsuńGdyby dopuściła Pani do siebie drugą osobę,to nie pisałaby Pani takich melancholijnych tekstów:)
Pozdrawiam serdecznie.