Wrześniowe dni biegną wyjątkowo szybko, a kradzione nocą
godziny przypominają o sobie rano w zaspanym metrze i nie dają się tak łatwo
przekupić dwiema kawami wypijanymi pospiesznie podczas odpalania outlooka.
Czekam na weekend, bo w tygodniu rzadko mamy dla siebie czas. Mój układ
idealny. W okolicy czwartku, gdzieś pomiędzy pilnymi mailami i nużącymi
spotkaniami zaczynam tęsknić po to tylko, żeby w niedzielę zaspokojona wrócić
do swojego świata.
Przypomniałam sobie, jak ostatnio rano siedziałam u Ciebie na kuchennym stole
niedbale owinięta białym prześcieradłem. Lubię ten leniwy nastrój weekendowych
poranków, celebruję więc budzenie się zwlekając i przeciągając w czasie
ogarnianie się. Za oknem wisiały pierwsze ciężkie, jesienne chmury. Odwykłam
przez rok od tego jesiennego krajobrazu i czuję się zdziwiona, że to już się
dzieje. Patrzyłam jak robisz kawę. Dla mnie zawsze z dużą ilością pianki, w tej
białej filiżance z zielonym uchem. Lubię te nasze poranne kawy i lubię u Ciebie
nocować. Czuję się wtedy trochę tak, jakbym żyła innym życiem. Zawsze mnie
zastanawiało, czy gdybym mogła zamienić się z kimś na chwilę, na dzień, może
dłużej, wejść w jego życie, to czy to zmieniłoby mnie? Czy mogłabym na własnej skórze
przekonać się, że jestem inna, myślę inaczej, czuję inaczej, czy może jednak
okazałoby się, że wszyscy w środku jesteśmy do siebie tak bardzo podobni. Czy
taka zamiana zmieniłabym mnie, czy może to ja zmieniłabym czyjąś historię dając z
siebie coś unikalnego?
Dlaczego nie poprawiłabym swojego życia gdybym mogła? Bo było
cholernie ciężkie. I łatwiejsze nie chce się zrobić. Na każdy sukces musiałam
sobie zapracować, każdy błąd dużo mnie kosztował... Głęboko jednak wierzę, że
nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny i bla bla bla.... Taki beznadziejny frazes wychodzi, ale jakkolwiek
chciałabym to powiedzieć, zawsze będzie brzmiało banalnie, jak z tandetnego
pseudoporadnika dla życiowych nieudaczników szukających pocieszenia i
życzliwego poklepania po ramieniu.
A propos nieudaczników. Są faceci przystojni, inteligentni,
ogarnięci życiowo, nieważne, ale tacy, którzy pomimo, że mają się czym chwalić
nigdy nie pozwolą sobie na snucie wywodów o swojej wspaniałości. Nie muszą,
to wiadomo bez ich ciągłego mówienia o tym. To się chyba skromność nazywa? Albo poczucie własnej wartości. Są też tacy, którzy prężą się i
silą, machają rękami i stroszą piórka na każdym kroku podkreślając do
wyrzygania jacy to są fenomenalni. Ja wiem, że kłamstwo często powtarzane może
stać się prawdą i nawet opornym można w końcu różne rzeczy wmówić, ale przyglądając się z boku takim scenom nie dowierzam, że można być aż tak
nie dopieszczonym. W tych swoich fantastycznych opowieściach mają nieodłączne
stadko piszczących kobiet wskakujących szczupakiem prosto do łóżka. Tja...
Z tymi pierwszymi ma się ochotę na długie zimowe wieczory,
rozmowy do rana i wspólne wyjścia do teatru, a z tymi drugimi można co najwyżej
w alkoholowym zamroczeniu albo chwilowej dysfunkcji umysłowej zaliczyć one
night stand, a później chcieć szybko zapomnieć. Chyba, że się ma ochotę pełnić funkcję
lustereczka, w którym narcyz może się przeglądać i słyszeć jak zaklęcie: wyglądasz wspaniale
wyglądasz wspaniale wspaniale wspaniale...
Najgorsze, jak sobie człowiek uświadomi, że jednak dał się złapać na
taki performance Pana Stroszepiórka i później mu wstyd. Nie odzywa się, udaje, że to było dawno temu i nieprawda i ze zdziwieniem otwiera usta, gdy nagle, bez uprzedzenia żadnego, dostaje mmsa okolic brzusznych owego ex, nad którymi ten właśnie intensywnie pracuje. Brzuchol w gaciach armaniego. Tylko po co on to wysyła do byłej, skoro tyle tych
sikorek chętnych wokoło lata, gotowych klaskać i głaskać i podziwiać - przynajmniej dopóki się nie zorientują o co kaman?
Jakoś tak mam, że ex z automatu jest aseksualny. Inaczej pewnie nie byłby ex...
Super obrazki. I niezły, dająca kopa tekst. So you say, you're not a bitch, aren't ya?
OdpowiedzUsuńChwalenie się jest elementem flirtu - cóż, trzeba jednak umieć to robić, by nie wypaść na totalnego pajaca.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony - czyż kobiety nie malują się i nie zakładają najlepszych kiecek na pierwsze randki?
Dopiero potem są skromne dresy...
;-)
pzdr
Boogies - being a bitch is a highest level of expressing yourself. Because if you're just cynical, ironic, harsh - it means that you're just rude ;)
OdpowiedzUsuńBosy - makijaż to najlepiej taki subtelny, dres - seksowny, nawet po 10 latach. Najgorzej jest z tym głupim gadaniem.
pierwszy obrazek: niewiele mi trzeba żeby nie być w dupie.Tylko nie wiem czy jest się czym chwalić.
OdpowiedzUsuńdrugi: true fact about me!
ja tam uważam, że najbardziej wkurzające jest, gdy facet celowo wyskakuje z gadką typu "ojeju, jestem taki beznadziejny" i oczekuje, że zaprotestuję i zaprzeczę.
OdpowiedzUsuńno ludzie, skoro uważa się za idiotę, to jest idiotą. proste. :D
ps: kolegę mogę pożyczyć, ale jak przestanie być Nowym Kolegą :-)
Trochę ma rację Bosy Antek, ale... hmm... są faceci tylko do zataczania się, z tym, że ja nie mam na to ochoty.
OdpowiedzUsuńCiekawa myśl z tą zamianą życia. Co by było gdyby...
Faceci też w którymś momencie ubierają kapcie, mimo, że wcześniej starali się pokazać z najlepszej strony ;) Mi raczej chodziło o rozbuchane ego ;)
OdpowiedzUsuń"Są faceci przystojni, inteligentni, ogarnięci życiowo, nieważne, ale tacy, którzy pomimo, że mają się czym chwalić nigdy nie pozwolą sobie na snucie wywodów o swojej wspaniałości. Nie muszą, to wiadomo bez ich ciągłego mówienia o tym. To się chyba skromność nazywa?"
OdpowiedzUsuńAlbo niska samoocena.
Fetysz - masz rację. Ale niska samoocena tak mi nie dziobie w oczy, jak przerośnięte ego.
OdpowiedzUsuń