poniedziałek, 20 czerwca 2011

Czasem, pisząc tutaj, zapominam, że te wypluwane z rożnych powodów myśli później do mnie wracają tam, na zewnątrz. Pozdrawiam więc wszystkich czytających, którzy później, już w realu, zadają pytania uzupełniające ;)



Wczoraj byłam na koncercie Matisyahu. Odpłynęłam poprostu. Koncert był niecodzienny, po części ze względu na miejsce, bo w Synagodze, a dla mnie to, że się tak wyrażę, konkurencja (nie, to nie bluźnierstwo). Poza tym dlatego, że Matisyahu to ortodoksyjny żyd będący jednocześnie wokalistą, raperem, a także beat-boxerem (za wikipedią). Atmosfera - całkowicie niesamowita! Dźwięki robiły gęsią skórkę unosząc się w półmroku synagogi... Wrażenie zostało dużo dłużej niż tylko w drodze do domu.

Czy ja już mówiłam, że życie jest piękne?

No to jest :)

3 komentarze:

  1. a ja zauwazyłam ze tzw. "znajomi" sa inni wpisując się w komentarze w moim blogu niz w realu. jakby rozmawiali nie z ta samą mną..
    drazni mnie to...

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie mam w realu znajomych z bloga, choć wiem, że parę osób podczytuje, to one nie przyznają się do tego.

    Trochę głupio, bo trzeba jakoś się kontrolować, by nie wtopić ze zbyt osobistymi klimatami.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, lubię takie pozytywne wibracje, oj, jest ono piękne :))

    OdpowiedzUsuń