piątek, 7 października 2011

Życie jako forma spędzania wolnego czasu.

Już przez sen czułam, że nadchodzi to nieprzyjemne uczucie. Mój mózg, niby śniący jeszcze sny, powoli drążył już we mnie tą irytującą myśl, obawę, a może nawet strach. Taki dziwnie irracjonalny strach o to, co zacznie się, gdy tylko się obudzę. Te wszystkie problemy, sprawy zamiatane pod dywan, każde jedno zaraz i jutro odkładane wiecznie. Budziła mnie paląca myśl, że muszę szybko wstać i wszystko poukładać, ponaprawiać, przy czym jednocześnie zupełnie nie miałam ochoty na tą walkę. Głównie sama ze sobą. 

12:51 a ja leżę w łóżku nie mogąc się zdecydować: wstać czy dzisiaj zupełnie się poddać? 

http://www.sebastienmillon.com

To podobno z braku wyższych celów w życiu, których aktualnie, faktycznie, nie posiadam. Żyć przeżyć, zero euforii, trochę rozczarowania i zastanawianie się, co dalej. Brak celów jest zabójczy dla mózgu, który ciągle nieprzerwanie zasysa myśli.
Coś z tą jesienią jest na rzeczy, bo nagle zmienia się perspektywa, życie i codzienne sprawy zaczynają uwierać i trzeba sobie znaleźć nowe miejsce. Takie bardziej wygodne. Milion planów, a tak naprawdę nic do roboty. Wszędzie jakieś ale i ta niemożność działania. Decyzyjność: zero, zapał do działania: minustrzydzieścicztery. Nawet, gdyby dzisiaj świeciło słońce, dla mnie miałoby szaro bure promienie.

Nie wiem kiedy to się stało, ale z mojego życia ulotniła się magia. Cierpię z tego powodu, nie umiem bez niej żyć. Wszystko teraz jest takie banalne, takie dosłowne. Tęsknię za niedopowiedzeniami, za wstrzymywaniem oddechu w oczekiwaniu na nieznane.


...


A może to przez ten pierwszy jesienny deszcz? Mokre chodniki, czarne kalosze. Psy śpią obok równie nieskore do pobudki. Zwyczajny jesienny pms. Chorobowy nadmiar czasu i przemyśleń, a teraz trzeba wszystkie trybiki na nowo poskładać i kazać im działać, poprawnie i z uśmiechem na ustach. Przywołuję się do porządku - życie wymaga zmian, zmiany to jedyna stała rzecz. 






4 komentarze:

  1. 12:51 to całkiem dobra pora na pyszne śniadanie i wielki kubek gorącej kawy. najlepiej bez wychodzenia z łóżka.
    a już w ogóle najfajniej byłoby bez konieczności wychylania nosa z domu na tą szarówkę...

    na jesienną chandrę widzę dwa rozwązania: rzucić się w wir pracy eliminując tym samym nadmiar czasu i okazji do głupich rozmyślań lub... polubić ją - jakimś cudem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurka, a więc nie tylko ja widzę ostatnie kilka dni jako istną katastrofę? Tylko nie ja mam PMSa połączonego z myśleniem - o, nie! Znów deszcz, znów listopad, znów ubieranie rajstop pod spodnie, znów zbyt dużo pochłoniętej czekolady...

    Moc buziaków for u! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aurora, ja ten stan porównuję do pmsa bo w sumie nie wiadomo o co chodzi. Niby wszystko pięknie fajnie, a coś w środku podjudza do narzekania. Pogoda nie ta, ubrania nie te, wszystko nie takie. Leżeć w łóżku źle, wstawać - jeszcze gorzej. Nie dogodzisz, chociaż z mojego osobistego, aktualnego doświadczenia - grzane wino, może nie rozwiązuje problemów, ale naprawdę dobrze smakuje :)

    Odsyłam podwójną ilość buziaków siusiaków ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesień to tylko, czy coś więcej? Przezwyciężyć się w końcu i coś zrobić. Tylko jak?

    OdpowiedzUsuń