Niewyobrażalnie szybko leci czas. Aż wstyd się przyznać, że od mojego ostatniego wpisu minął prawie miesiąc. Głowa aż huczy mi od myśli, których nie mam czasu materializować klawiaturą komputera. W tym czasie już dwa razy przyszła wiosna, po czym znów od nowa pod nogami chrzęści mróz. Mam kilka nowych postanowień, kilka planów więcej i zmian, które koniecznie trzeba wprowadzić.
A poza tym wszystko płynie swoim utartym torem. Od poniedziałku tęsknię już za weekendową jajecznicą, weekend kończy się zanim na dobre się zacznie i zaczynamy poniedziałkiem od nowa.
Wczorajsze Walentynki uświadomiły mi, że jestem przeciwna byciu przeciwną Walentynkom. A niechże sobie będą, niech te kiczowate czerwone serduszka zalewają wystawy sklepowe, nie mam nic przeciwko temu. Ale jakoś tak męczy mnie narzekanie i psioczenie przy tej okazji. Przy każdej innej w sumie też.
A wczoraj... nie byłam na wystawnej kolacji, nie dostałam tulipanów, ani złota, ani brylantów, ani ani... Za to zostałam wylizana, pogryziona, ciągnięto mnie za włosy i włażono na głowę. Cudnie było! Najlepiej jak mogo być! Ale o tym na razie milczę.
psyprzepióreczki albo przepiórcze psy. jak kto woli.