Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 listopada 2010

Nigdy nie zastanawiałam się, jak czują się żony/kochanki/byłe kochanki pisarzy. Nie miałam powodów rozważać tego, co czują czytając ich książki. Pamiętam, gdy zafascynowana Bezsennością w sieci myślałam, że Wiśniewski jest idealnym facetem, jedynym w swoim rodzaju rozumiejącym życie, kobiety i prawdziwą miłość. Chciałam wtedy kochać i być kochaną tak, jak on pisze, że można to robić.

Wiem, że mogłabym tego nie czytać, ale nie umiem się powstrzymać i co jakiś czas zaglądam na ten Twój cholerny promocyjny profil. I zazwyczaj się nie ekscytuję bo wyschłam już z nadmiaru doznań, ale dzisiaj mną wstrząsnęły trzy emocje. Trzy nieprzyjemne emocje. Pieprzenie głupot, o których się nie ma żadnego pojęcia, udawanie kogoś, kim się nie jest, nigdy nie było i nie będzie. Ja wiem, że panie chcą czytać takie historie, bo to takie w babskim stylu czytanie o idealnej miłości, ale do cholery, tam są dpryski mojego życia, to co jest/było między nami ląduje w tej książce. Tylko w krzywym zwierciadle. Granie pieprzonego Wertera. Bo tak łatwiej? Bo łatwiej napisać, że ona już więcej nie zadzwoni, że to cholerna niespełniona miłość, bo zbyt ciężko było się wysilić i sprawić, by czułe słówka wyszły gdzieś dalej poza ekran telefonu czy monitora i zaczęły żyć swoim własnym, cudownym życiem?

To było moich szesnaście milionów czterysta dwadzieścia osiem minut szczęścia, kolorowych fajerwerków i chodzenia dziesięć centymetrów nad ziemią. To były wspólne szalone plany, noce do wschodu słońca, Ray Charles do wina i kolacje z Człowiekiem z blizną. To był najlepszy jaki jadłam makaron z łososiem w Tiff i te długie spojrzenia, które mówiły wszystko. Starzy jesteśmy, a wpadliśmy jak dzieciaki. Z dnia na dzień, intensywnie do granic możliwości, staliśmy się dla siebie całym światem. A później były Twoje cztery konfabulacje. Niepotrzebne, cholernie niepotrzebne cztery konfabulacje i zazdrość. Straciłeś wszystko w ciągu jednego dnia. A ja do dzisiaj piszę z Tobą te durnowate smsy, które już ani nie przywołują przeszłości, ani nie budują przyszłości. Piszę je, bo jestem cholernym uwarunkowanym psem Pawłowa, który słysząc sygnał smsu i widząc Twoje imię na ekranie telefonu ma pozytywne korelacje. Głupie miłe skojarzenia dające ten jeden szybszy skurcz serca więcej. Kupiłeś mnie wtedy tą różą w zimową noc i pomyślałam, że może nie jesteś dupkiem. I później wiele razy kupowałeś mnie tą samą różą, gdy przekonywałam się coraz bardziej do Twojej nierealności. Aż wreszcie róża uschła, czarne płatki jej opadły i został sam kikut. Brzydki, suchy, z kolcami.

Ja wiem, że użalanie się nad sobą i wmawianie sobie dramatyzmu sytuacji daje kopa twórczej wenie, bo łatwiej pisze się o smutkach i niespełnieniach niż o wszechogarniającej radości, jednak uważaj, bo Werter też wmówił sobie nieszczęśliwą miłość, ale był głupim dupkiem, który nawet porządnie samobójstwa nie umiał popełnić.


środa, 20 października 2010

Bez tytułu.

Spacery dają mi ukojenie. Obcowanie sam na sam z przyrodą jest za każdym razem balsamem dla mojej duszy i myśli. Trzeba tylko móc na chwilę zatrzymać się, zadumać nad sobą i nad życiem. I nagle wszystkie krzykliwe dźwięki miasta ustępują miejsca odgłosom szeleszczących liśćmi kroków. Las tonie w odcieniach żółci i brązów. Nagie już drzewa czekają aż zima otuli je puchem śniegu. Bez względu na wszystko przyroda żyje swoim własnym rytmem, niezakłóconym i niewzruszonym przyziemnymi sprawami. Stale noc zamienia się z dniem, słońce z deszczem a lato z zimą.

Armageddon was yesterday - today we have a serious problem. Więc wzięłam psy i poszłam na długi spacer. Ciepły oddech odznacza się parą na zimnym powietrzu. To taki sygnał, że lato odeszło na dobre. Rzucanie piłki szczęśliwym, z tego powodu, psom odrywa niesforne myśli stale zajęte swoimi problemami. Pomyślałam, że nigdy nie byłam nad morzem zimą. Nigdy nie widziałam zamarzniętego brzegu i śniegu zamiast piasku. Chciałabym w tym roku nadrobić te zaległości.

Uciekam w książkę i zapach kadzidła. Wieczory nieodłącznie tlą się płomieniami świec.
Mówią, że muzyka koi duszę, ale ja myślę, że ona tylko odsłania nasze prawdziwe uczucia i emocje. Tak samo powoduje uśmiech, jak wyciska łzy ukrywane pod maską grymasów twarzy. Tylko oczy nigdy nie kłamią. W nich widać zawsze czystą radość, ból i strach. Szkoda tylko, że tak rzadko patrzymy sobie w oczy...