Pokazywanie postów oznaczonych etykietą taras. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą taras. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 28 października 2010

Motylem wyfrunąć w przestworza. Albo motorem chociaż.

Robić, nie robić, iść, nie iść, zgodzić się, uciec, nie uciekać, potrzepać rzęsami, rozpłakać się, napić się kawy, zjeść naleśnika, usiąść i tak siedzieć, może poprzeklinać trochę, żuć gumę i pójść spać, obudzić się z nadzieją, że to już po, zwolnić, dodać gazu, stać i gapić się w niebo na samoloty... 

...dylematy, rozterki, dywagacje, własne ze sobą rozmowy. Dzień jak codzień, końca nie widać. 
Haraszo! 

Podobno kobiety zmieniają fryzury wraz z życiem. Dobrz. No niby mogłabym swoim skromnym przypadkiem poświadczyć. Bo faktycznie jak świat się walił, palił i trzęsł w posadach, to cięłam włosy na krótko choćby były i do pasa, mebelki w domu rach ciach poprzestawałam i nagle słońce wychodzące zza chmur posępne życie moje swym blaskiem oświetlało. I oświecało zarazem. Mnie. Takie katharsis i restart w jednym. A teraz się zaparłam, że nie zetnę. Bo lubię. Bo lubię długie i już. Się życiu zmieniać chce to proszę bardzo, ja nie bronie, dostosuję się (wcześniej czy później), ale od moich długich lśniących włosów wara! Ostatnio kolega grafik powiedział mi, że umie takie refleksy świetlne na włosach rysować, ale na żywo to nie widział jeszcze. I wgapiał się. I połechtał moje ego i wyrównane zostało moje jin i jang. Skubany jakiś wiedział jak.
   
A może gdybym te włosy ścięła to by nagle wszystko ku dobremu się obróciło, bo meble już dawno przestawione? 
Nigdy! zakrzyknę, bo to się zawsze tak kończy:


Historia prawdziwa. Powtarzam: prawdziwa!

A wogóle to mój boski taras nawiedziły sikoreczki. Fajne takie małe z żółtymi brzuszkami. Dwie rozkoszne istoty skrzydlate. I wtem podjadać zaczęły świeczkę pamiętającą jeszcze niedawne wakacyjne szaleństwa. Żal mi się zrobiło i w te pędy podmieniłam wosk na pyszną, różowiutką, pachnącą kusząco słoninkę. I poleciały sobie. I już nie wróciły. Smutne. Ale czekam (nie)cierpliwie, może się domyślą, że to specjalnie dla nich zrobiłam. 

W radiu mi właśnie Robin śpiewa. Z perspektywy życiowych perypetii miłosnych mam ochotę zabić, jak słyszę ten jego ckliwi głosik śpiewający erotycznie i'm lost without you... Wbić mu się w gardło i wydrzeć struny głosowe, żeby już nigdy tego nie zaśpiewał. Taki umarły słowik by był. Ale nic na to nie poradzę, że jest boski! I on nic na to nie poradzi. Nie mogłabym w sumie.

W tym wpisie słowo boski użyte zostało 2 razy w kontekście Robina i tarasu. Eh... rozmarzyłam się w niewłaściwy sposób.