Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słonie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słonie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 maja 2011

Słonie zawsze mnie rozczulały. Jak widzę jakiegoś, to od razu chcę się do niego przytulać. Nie wiem, czy bardziej przez tą swoją troskliwą stadność i wzajemną opiekę, czy przez świadomość, że małe słoniątka umierają z tęsknoty za mamą, jeśli ta zostanie zabita z powodu ludzkich upodobań do bibelotów z kości słoniowej... Oglądałam jakiś czas temu Martynę na końcu świata - ze łzami w oczach i chusteczką przy nosie. Odwiedziła schronisko dla takich właśnie osieroconych słoniątek. Ze stu uratowanych przeżywała zaledwie garstka. Dla pozostałych brak więzi z mamą był zabójczy... Nigdy nie zrozumiem więc, jak można pozbawić życia istotę, tylko dla korzyści materialnych. Czy innych upodobań... sadystycznych, bądź wizualnych.

Słonie są daleko, a na co dzień żal mi tych zwierząt ginących na drogach - nie wszystkie umierają od razu, a nie spotkałam jeszcze kierowcy, który by się zatrzymał..., zwierząt w schroniskach, tych rozmnażanych w pseudohodowlach czy niepotrzebnie 'bo suka powinna raz mieć szczeniaki', tych żyjących na krótkich łańcuchach, idących na rzeź w systemie masowej produkcji kiełbasek, które później psują się niesprzedane w Tescu... Jakoś nie mogę zgodzić się na reguły, według których świat działa.

A dzisiaj rozczuliło mnie to zdjęcie. Wydaje się tak nierealne. A to przecież takie duże urośnie.