środa, 4 stycznia 2012

Mieć 6 lat i znowu być głupim.

A co, jeśli jutro wszystko się zmieni? Jeśli nie będę już tą dziewczyną, którą zwykłam być? Jeśli ktoś, coś zmieni mój świat bezpowrotnie?
Mówią mi, że później też się istnieje. Może nawet życie ma większy sens. Mówią mi, że nie wolno przeciwstawiać się wyrokom boskim. Mówią mi też, że determinizm dziejowy to nie fikcja i że nie da się wiecznie iść pod prąd ustalając swoje własne kierunki ucieczki. Mówią, a ja się boję, że nic już nie będzie takie, jak dawniej. A co z tym, co może stać i z tym, co już nigdy się nie wydarzy? 

Siedzę w smętnym świetle lampki na kanapie i zastanawiam się, czy jutro będzie takie samo? A co, jeśli byłoby zupełnie inne. Nie tu, tylko gdzieś zupełnie indziej? Inna kanapa, inny wieczór, inne życie. 

Będąc dzieckiem nie miałam takich problemów. Egzystencjonalnie zaczynałam się i kończyłam na czubku własnego nosa. To musi być piekne nie myśleć wcale, ale być. 

Od lat nie robię już noworocznych postanowień. Z kilku względów. Przede wszystkim w postanowieniach jestem cholernie niekonsekwentna. Po drugie lubię zmienność, lubię niespodziewane zwroty akcji. Stałość jest nudna. Lubię to, że życie zaskakuje niszcząc nie raz najlepszy wydawałoby się action plan. Poza tym nauczyłam się, że ktoś tam jest lepszym organizatorem moich ziemskich spraw niż ja. Nie raz ratował mi tyłek, kiedy naiwnie pakowałam się w ciemny zaułek szukając problemów. Po co więc coś tam sobie ustalać, skoro i tak nie raz jedyne, co mogę, to tupnąć ze złości nogą, pozbierać się do kupi i iść dalej. 

Więc z okazji stycznia życzę sobie, aby do grudnia, brać na klatę to, co się stanie. Oraz stosować wszystkie socjotechniki świata, żeby życie było piękniejsze,a problemy banalniejsze. I cieszyć się z tego, co jest tu i teraz, bo jutro... jutro może być zupełnie inne.