I nagle orientujesz się, że spędzasz sobotni wieczór, na kanapie, wtulona w najlepsze na świecie ramiona,
chociaż w każdej innej sytuacji szalałabyś w klubie, ze znajomymi, z kieliszkiem wina w ręce jako pani świata.
Zmiana statusu na 'bycie w związku' jest trudna.
Trzeba poznać siebie od nowa.
Poznać swoje granice, wzloty i upadki, bo obok jest druga osoba.
Pewnie mogłabym w innej sytuacji umieścić kilka zdjęć na fejbuku z modnych miejsc, w których warto bywać, ale dobrze mi w moim azylu, w którym przez pół soboty piekliśmy kurczaka na butelce piwa.
Bez słitaśnych fotek.
I tak właśnie wszystko się zmienia.
Słowo bliskość nabiera innego znaczenia, bo nie chodzi już o kolejne zdobycze i udowadnianie sobie własnych możliwości, ale o bycie z kimś na co dzień, bez szpilek, ułożonych włosów i makijażu.
Co dla mnie nie jest łatwe.
Bo lubię mieć wszystko po swojemu.
Lubię mieć dystans i nie przywiązywać się do nikogo.
To daje stabilny grunt pod nogami.
Pół swojego życia skupiałam się na niepotrzebnych rzeczach, na nieważnych ludziach, w których widziałam królów mojego świata.
Przez różne moje przygody i doświadczenia ciągnęłam swoje dwa psy, które nie raz były moją jedyną ostoją. Trzymały mnie w pionie, gdy miałam buntownicze zapędy.
Finalnie okazywało się, że i tak najlepiej jest budzić się we własnym łóżku, samemu zbierać myśli, a jedzone w szlafroku śniadania najlepiej smakują we własnym mieszaniu.
I to mnie dziwi, że nie wyłapałam momentu, w którym wolę być razem, niż w swojej samotni.
Gdy przyzwyczaiłam się do wspólnego zasypiania, do myślenia o kimś i czyimś myśleniu o mnie.
Do kogoś, kto nie raz z boku patrzy na mnie, jak się miotam i histeryzuję, po czym przytula, całuje i w cudowny sposób rozumie.
I życie płynie dalej.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńuśmiechnęłaś mnie, i wracam do tych moich ramion bliskich, które czekają na kanapie, na wspólne oglądanie filmu, gotowanie obiadu, kłótnie kto ma sprzątnąć po, nieporozumienia i POROZUMIENIA po nich:)
OdpowiedzUsuńbo dlatego...warto żyć...
a na "swoją samotnie" potrafię znaleźć miejsce będąc pod 10 lat z NIM, będąc od 4 lat JEGO żoną...
czego i Tobie życzę, bo można to wszystko pogodzić...
i przecież zawsze można pójść do klubu razem? albo umówić się na "wieczór pełen stylu", w szpilkach, nieziemskiej koszuli i zapachem za uchem
OdpowiedzUsuń