Rozkoszuję się, przeżywam czyste uczucie szczęścia łażąc bez celu po mieszkaniu z kawą w ręce.
Jaram się jak głupia. Sobota, wolne. I jeszcze wolna niedziela przede mną. Szaleństwo.
Kiedyś wydawało mi się, że w upartym dążeniu do celu jest pewna magia. Wtedy poświęcenie i cena, jaką się płaci się za realizację celów, ma swoją wartość.
W praktyce klnę i hamletyzuję siedząc do późnych godzin nocnych w pracy i zapijając stres kolejną kawą, która ani nie smakuje, ani nie pomaga.
W praktyce klnę i hamletyzuję siedząc do późnych godzin nocnych w pracy i zapijając stres kolejną kawą, która ani nie smakuje, ani nie pomaga.
Będąc młodszym życie rysuje się jako pewna ciągła kolejnych zdarzeń. Koniecznych i mniej lub bardziej przewidywalnych - szkoła, studia, związek, praca, samochód, ślub, dziecko. Jest bezpiecznie z taką wizją. A później traci się rękę, która prowadzi i nagle odłamki życia trafiają w nas burząc cały porządek.
Rzeczywistość spisywana w power poincie. Kolejne slajdy kolejnych dni.
Jestem organicznie nieprzystosowana do sprowadzania spraw do poziomu liczb i projektów.
Powinnam siedzieć gdzieś daleko stąd na pomoście, mocząc nogi w wodzie jeziora i nie znajdować odpowiedzi na metafizyczną złożoność wszechświata. A ja przemeblowuję mieszkanie o pierwszej w nocy, bo muszę coś zmienić! Talerze w zlewie piętrzą się od tygodnia, a w kalendarzu zapisuję sobie nawet to, że muszę odpisać na prywatnego maila do koleżanki.
I nie, dzisiaj nie dam rady się spotkać. Przepraszam.
Jestem organicznie nieprzystosowana do sprowadzania spraw do poziomu liczb i projektów.
Powinnam siedzieć gdzieś daleko stąd na pomoście, mocząc nogi w wodzie jeziora i nie znajdować odpowiedzi na metafizyczną złożoność wszechświata. A ja przemeblowuję mieszkanie o pierwszej w nocy, bo muszę coś zmienić! Talerze w zlewie piętrzą się od tygodnia, a w kalendarzu zapisuję sobie nawet to, że muszę odpisać na prywatnego maila do koleżanki.
I nie, dzisiaj nie dam rady się spotkać. Przepraszam.
No więc gdzie mnie to zaprowadzi..?
Ostatnio zazdrościłam pracy kasjerce w tesko, panu dozorcy naszego domu, jak go rano na luzaku zagarniającego śnieg zobaczyłam, kelnerce z kawiarni - pustej kawiarni, wyimaginowanej bibliotekarce, śpiącemu niemowlakowi w wózku i starszej pani karmiącej chlebem kaczki.
A teraz jest czternasta, leżymy razem w łóżku, czytamy, słuchamy dobrej muzyki, śpimy i budzimy się na zmianę i na razie nie stawiamy czoła światu. Pewnie, jak co tydzień, zabraknie mi jednego dnia między sobotą a niedzielą, ale aktualnie jest idealnie.
Tak. Sobota, kawa i całe to lenistwo, można się rozmarzyć.
OdpowiedzUsuńI uroczy psiak.
Tak to bywa, Ty zazdroscisz dozorcy, on Tobie... i tylko szczesliwe psiaki nikomu nie musza zazdroscic i sa szczesliwe za kazdym razem jak wracasz do domu.. ot zycie:)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - czadowe foty :D
OdpowiedzUsuńPo wtóre - proponuję kawy przerywać czekoladą (magnez!!!)
Po trzecie - ja zawsze zazdrościłam mojemu chomikowi :)
Lajf is nie brutal, tylko life, po prostu ;-P
Marzę o takiej sobocie. Ale to już niedługo, po sesji. Mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci beztroskiego weekendu C:
Ach i te marzenia. W sumie ja bym chciała pracować gdziekolwiek, byle nie miec odpowiedzialnej pracy. I nie sprzedawac ; )
Pozdrawiam
Można zwariować, gdyby nie spędzało się takich sobót jak opisałaś. Trzeba czasem takich dni, gdzie kawa z rana, leżenie do 14.00 i rozprostowywanie kości jest esencją. Esencją, która szybko mija, więc tym bardziej w takich momentach trzeba żyć chwilą. Brzmi to bezczelnie dziecinnie i nieodpowiedzialnie, ale bądźmy czasem mniej dorośli.
OdpowiedzUsuń;)
Mam to samo. Chciałabym tak nie pędzić, ale czasu jest ciągle za mało: w tygodniu, żeby wykonać wszystkie obowiązki, w weekend, żeby należycie odpocząć. Tak jak piszesz, brakuje dnia między sobotą, a niedzielą.
OdpowiedzUsuńniebieskie paznokcie <3!!
OdpowiedzUsuńciągły challenge jest chyba tak kuszący, że bardzo trudno i z każdą chwilą coraz trudniej się od niego oderwać...
OdpowiedzUsuńświetny zwierzak ;)
Pozdrawiam
V
Nie ma niczego niestosownego w zazdroszczeniu ludziom prostej, nieskomplikowanej pracy. Może niekoniecznie pani w tesco, ale taki ktoś, kto strzyże trawę na polu golfowym, nocny stróż obiektu, w którym nie ma czego pilnować, wytwórca szczotek, kopert... wykonujesz swoje zadanie i nie musisz myslec o tym w domu, idealna sytuacja. Mało tego, raczej nie musisz się przygotowywać przed pracą do pracy i chyba nieczęsto doszkalać się w tym zakresie. Prosta niestresująca praca - to jest to. Z wiekiem obniżają mi się priorytety, a może właśnie podwyższaja?
OdpowiedzUsuńTo dwa zwierzaki ;)
OdpowiedzUsuńA odnośnie pracy - ktoś powiedział i osobiście się z tym mocno identyfikuję: cokolwiek robisz, rób to najlepiej, jak potrafisz.
jak uroczo :)
OdpowiedzUsuń