poniedziałek, 28 lutego 2011


Nauczyłam się ostatnio wstawać już przy drugiej serii dzwonka. Nie wiem za bardzo po co to robię, bo poza ambicjonalnymi pobudkami i tak nie mam czasu ani zjeść śniadania, ani napić się kawy. Codzienny rytuał: wstać --> łazienka --> spacer z psami, ani trochę nie uległ zmianie. 
A propos: zawsze wszędzie się spóźniałam, co bym nie robiła i tak byłam do tyłu z czasem. W szkole byłam mistrzynią spóźniania się. Miałam swoje własne godziny przychodzenia i wszyscy się z tym tak bardzo pogodzili, że zupełnie przestano mi zwracać uwagę. Od pół roku jestem na odwyku. Jestem Ideałem Punktualności. Jeszcze innych poganiam.

Niemniej jednak z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet, bądź innej dowolnej okazji, życzyłabym sobie, by oprócz goździka dostać jeszcze takie coś:


0131_adbd



To musi być raczej irytujące, gdy nagle głowa zaczyna się telepać, ale skuteczne!

sobota, 26 lutego 2011

p.o.r.n.


Dwa dni temu założyliśmy kablówkę innej niż dotychczas firmy. Rozkminiamy więc namiętnie programy i jak się okazało, wreszcie mamy nawet te dla dorosłych. Co prawda zablokowane, ale już samo czytanie zapowiedzi daje dużo frajdy. Mogę sobie tylko wyobrazić o czym są Ass Titans czy Mike&Lara do eight. Albo lepiej nie.









piątek, 25 lutego 2011

W piątki się nie mazgaję.

Przebieram dzisiaj obcasami pod biurkiem wystukując miarowe rytmy maili i zniecierpliwiona się już tego weekendu doczekać nie mogę. Od pracy odciągają mnie frywolne i psotne myśli o kanapie, książce i herbacie, o psach i o bliskości Jego ciepłych dłoni, o czasie, który nie goni od sprawy do sprawy i o tych chwilach, kiedy oglądamy Comedy Central śmiejąc się do siebie.

Ostatnio motyle mi przymarzły do kręgosłupa, zasnęły snem zmęczonym, snem zimowym, niechętnie prostują swoje skrzydła budząc się na chwilę.

Czekam wiosny, wypuszczę je wtedy do nieba, niech sobie pobiegają z psami mrużąc oczy od słońca.

Dzisiaj jest dobry dzień. Dobrze mi dzisiaj w ten dzień.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Na psa urok! i inne atrakcje.


W domu mam istne wariactwo. Słodkie, psie wariactwo. W ostatnią sobotę nasza nie mała gromada powiększyła się o kolejne męskie cztery łapy. Mała brązowa kulka, która już teraz jest większa od starszego suczydła rozpierdziela chałupę. Bo inaczej tego nazwać nie można.

Moje dotychczasowe szczeniory w liczbie dwie szanowne damy nie miały żadnych głupkowatych pomysłów - leżały i słodko wyglądały. Teraz jest ciut inaczej. Zdecydowanie ciut inaczej. Aktualnie więc uczymy się chować wszystko, bo wszystko na drodze szczeniaka staje się idealnym przedmiotem do gryzienia. Ratujemy piloty, kable, części garderoby, opróżniliśmy wszystko na wysokość 1 metra, a i tak ciągle wyciągamy psu z pyska przedmioty wyposażenia domu. Pies szczególnie upodobał sobie moje szpilki, wyjątkowo przypadł mu do gustu włoski model. Psia kość! Dwukrotnie dzisiaj wyciągałam mu je z pyska. A więc rozsuwana szafa nie jest już problemem.

Moje dwie panienki nasz pomysł równoważenia sił damsko męskich przyjęły z umiarkowaną radością. Jedna przestała się odzywać i ostentacyjnie odmawia jakiejkolwiek współpracy. Starsza, której wydaje się, że jest amstafem, za cel wzięła sobie niedopuszczanie gówniarza na metr nawet do siebie. Skutecznie, póki co. Także w domu mamy wojnę, fochy, podchody i awantury. A hodowczyni z uśmiechem na twarzy życzyła nam dużo sił i optymizmu na najbliższe pół roku.

Szczeniak właśnie opanował wchodzenie na kanapę. Kolejna twierdza zdobyta.

A poza tym ma wielkie łapska, przepiękne oczy, świetnie całuje i musi popracować na ogólną koordynacją, bo jest totalnym ciapą.

Oto on, hrabia na włościach.



wtorek, 15 lutego 2011

Miesiąc później...


Niewyobrażalnie szybko leci czas. Aż wstyd się przyznać, że od mojego ostatniego wpisu minął prawie miesiąc. Głowa aż huczy mi od myśli, których nie mam czasu materializować klawiaturą komputera. W tym czasie już dwa razy przyszła wiosna, po czym znów od nowa pod nogami chrzęści mróz. Mam kilka nowych postanowień, kilka planów więcej i zmian, które koniecznie trzeba wprowadzić.

A poza tym wszystko płynie swoim utartym torem. Od poniedziałku tęsknię już za weekendową jajecznicą, weekend kończy się zanim na dobre się zacznie i zaczynamy poniedziałkiem od nowa.

Wczorajsze Walentynki uświadomiły mi, że jestem przeciwna byciu przeciwną Walentynkom. A niechże sobie będą, niech te kiczowate czerwone serduszka zalewają wystawy sklepowe, nie mam nic przeciwko temu. Ale jakoś tak męczy mnie narzekanie i psioczenie przy tej okazji. Przy każdej innej w sumie też.

A wczoraj... nie byłam na wystawnej kolacji, nie dostałam tulipanów, ani złota, ani brylantów, ani ani... Za to zostałam wylizana, pogryziona, ciągnięto mnie za włosy i włażono na głowę. Cudnie było! Najlepiej jak mogo być! Ale o tym na razie milczę.



psyprzepióreczki albo przepiórcze psy. jak kto woli.